POLONNARUWA




POLONNARUWA
25.01


Późnym południem dotarliśmy do drugiej stolicy Sri Lanki, czyli miasta Polonnaruwa.



Nasz hotel położony był w pięknej okolicy, tuż nad jeziorem Parakrama Samudra. 




Wielki zbiornik został sztucznie wybudowany w XII wieku, przez ówczesnego władcę wyspy, króla Parakramabahu.




Po terenie hotelu, bez skrępowania biegała sobie cała rodzinka makaków, która czuła się jak u siebie w domu. Występujące na Sri Lance makaki, to tak zwane makaki rozczochrane, których nazwa idealnie pasuje do wizerunku.





Obserwując małpy doszliśmy do wniosku, że teraz już wiemy skąd dziewczyny z ASP biorą inspiracje do fryzur.

 




Gdy tylko słońce zaszło za horyzont, poszliśmy na kolację doprawioną lufką tequilli.
Wszystkich trochę skręcało w brzuchu, więc nawet Laura postanowiła przejść swoją alkoholową inicjację i zdezynfekować się od środka.






Kolejna lufka z rana i zaraz człowiek czuje się lepiej.




Jednak nie na tyle, by iść z rodzicami na zwiedzanie miasta. 
Poszliśmy więc z Fazkiem sami, a Laura dochodziła w spokoju do siebie. 



Lata świetności miasto Polonnaruwa ma już na pewno za sobą. Większość zwiedzanych obiektów, to pochodzące z XII wieku ruiny. Zatopione wsród bujnej zieleni pozostałości, dały nam wyobrażenie jak pięknie mogła wyglądać kiedyś całość kompleksu. 





Zwiedzanie zaczęliśmy od Quadrangle, czyli świętego kwadratu. W jego skład wchodziła okrągła świątynia Vatadage, która udekorowana była czterema posągami Buddy, patrzącymi w cztery strony świata. Na samym środku budowli znajdowała się centralnie usytuowana stupa.









Przed schodami świątyni umiejscowiono tradycyjnie księżycowy kamień.



 Moonstone, to umieszczany przy wejściach buddyjskich świątyń kamień z płaskorzeźbą, który ma za zadanie wyciszyć umysł. Kamienie symbolizują drogę człowieka od  niezliczonych reinkarnacji do nirwany. 
Najbardziej zewnętrzny okrąg tworzą płomienie ognia, symbolizujące ludzkie rządze i pragnienia. Następny okrąg zawiera wizerunki buddyjskich zwierząt, czyli słonia, który jest symbolem narodzin, konia symbolizującego starość, lwa-chorobę, byka-śmierć i gęsi-symbol mądrości. Pojawiający się motyw pnączy odzwierciedla przywiązanie człowieka do życia. W samym centrum kamienia znajduje się kwiat lotosu, który jest symbolem Buddy, nirwany i ucieczki z kręgu reinkarnacji.





Naprzeciwko świątyni Vatadage znajdowała się Nissankamalla Mandapa, czyli miejsce, w którym wsród ozdobionych motywami roślinnymi kolumn, słuchał buddyjskich nauk ostatni z władców Polonnaruwy, król Nissankamalla.


Tuż obok, podziwiać można było pozostałości kolejnych dwóch świątyń, czyli Hatadage, która pełniła kiedyś rolę świątyni zęba Buddy...  






...oraz Atadage. 




Obok ruin Hatadage znajdowała się wielka kamienna księga Gal Pota, która zawierała inskrypcje na temat osiągnięć króla Nissankamalla oraz testament wskazujący następcę władcy. Księga waży 80 ton.



Ruiny Polonnaruwa są dosłownie oblegane przez gangi makaków, które łypią na turystów i patrzą co by tu ciekawego zwędzić?
Małpy bezzmiennie wywołują na naszych twarzach uśmiech. Lubimy przyglądać się ich zachowaniom, które tak bardzo potrafią przypominać zachowania ludzi.






Nie wszystkie makaki nastawione są jednak przyjaźnie. Trzeba uważać na szefów gangów, którzy w obronie swojego stada nie cofną się przed atakiem. Kiedy dasz im jednak znak, że nie chcesz im wyrządzić krzywdy, natychmiast się wycofują.



Następnie chcieliśmy zwiedzić świątynię penisa Sziwy, ale niestety była zamknięta.
Udaliśmy się więc do innej świątyni poświęconej hinduistycznemu bogowi Sziwa.
Przed wejściem czekał na nas pseudo-kapłan w dredach, który odprawił rytuał, prosząc Sziwę o błogosławieństwo i nasmarował nas maścidłami. Oczywiście za małą opłatą.








Dalej jechaliśmy w stronę jednej z ważniejszych atrakcji Polonnaruwa, czyli wyrzeźbionej w marmurowej skale świątyni Gal Vihara. Po drodze zatrzymaliśmy się przy starej, ceglanej stupie Rankot Vihara





…oraz przy białej, nowszej stupie Kiri Vihara.
Stupa na Sri Lance zwana jest dagobą. W zależności od kraju, stupy mogą mieć różną architekturę oraz nazewnictwo. W Tajlandii i Birmie nazywa się je czedi, w Indonezji candi, w Chinach i Japonii pagodami, Nepalu i Tybecie czorten, a w Mongolii suburgan. Jednak przeznaczenie i to co ma symbolizować, pozostają bez zmian. Stupy służą przede wszystkim za relikwiarze oraz miejsce, gdzie złożone są święte buddyjskie księgi, czyli sutry. Ich architektura ma natomiast symbolizować doskonałe oświecenie.



Tuż obok Kiri Vihara wznosiła się monumentalna niegdyś świątynia Lanka Thilaka.
Świątynia do dziś robi ogromne wrażenie, szczególnie gdy podejdzie się pod gigantyczny posąg Buddy, przy którym można poczuć się jak maleńka mróweczka. 



Wstępu do świątyni pilnował waran, który na tyle zlewał się z kolorem posadzki, że prawie go nadepnęliśmy. Ludzie przechodzili obok i nikt go nie zauważał. 



W końcu dotarliśmy do Gal Vihara
W świątyni znajdowały się cztery posągi Buddy, wyrzeźbione w jednej, marmurowej skale. 


Pierwsze dwa posągi przedstawiały Buddę medytującego. Jeden większy, drugi dużo mniejszy.




Kolejny, stojący posąg z rękoma skrzyżowanymi na piersi, to Budda współczujący. Według niektórych znawców tematu posąg ten przedstawia ukochanego ucznia Buddy Anandę, mimo że jego umiejscowienie nie do końca odpowiada tradycji, która każe przedstawiać Anandę raczej u stóp mistrza.


Na końcu stał największy, bo liczący 14 metrów długości, posąg Buddy umierającego. Wskazywała na to nie tylko pozycja leżąca, lecz także sposób ustawienia stóp.




Podjechaliśmy jeszcze kawałek dalej, do stawu Lotos Pounds. Dzień dobiegał końca, a my chcieliśmy zobaczyć jeszcze parę atrakcji, więc przy stawie zawróciliśmy w stronę wejścia.


Na deser zostawiliśmy sobie Cytadelę z siedzibą Rady Ministrów i pałacem króla Parakramabahu. Siedziba Rady Ministrów wyposażona była w 18 kolumn, co według legendy odzwierciedlało 18 zarządców prowincji, których sekretarze stali oparci o kolumny i czekali na wezwanie władcy.




Co ciekawe, symbolem państwa Syngaleskiego był lew, którego wizerunki znaleźć można przy wielu budowlach z okresu. W rzeczywistości zwierzę to nigdy nie zamieszkiwało Sri Lanki. 


Władca Parakramabahu przyczynił się do rozkwitu Polonnaruwy oraz był twórcą całego kompleksu pałacowo-świątynnego. Jeśli tylko poruszyć wyobraźnię, pałac Parakramabahu do dziś robi ogromne wrażenie. Wielkie dziury w jego ścianach to nie okna, jak mogłoby się wydawać, lecz pozostałości po deskach stropowych. Można więc sobie wyobrazić jak wielka to była budowla.



Stworzone za jego panowania miasto-ogród podobno aż tonęło w zieleni. Zadbał o szczegóły do tego stopnia, że jego następca, wspomniany wcześniej król Nissankamalla, niewiele miał do udoskonalania. 



Ruiny Polonnaruwa chętnie odwiedzane są przez turystów. Mieszkańcy wyspy natomiast, mogą dzięki nim namacalnie poznać kawał historii swojego kraju. 





Kiedy przestaliśmy zadzierać do góry głowy, by podziwiać monumentalne budowle i zeszliśmy z powrotem na ziemię, zaczęliśmy znów przyglądać się małym rzeczom i zwróciliśmy uwagę na bardzo fotogeniczną muchę, która siedziała sobie na pniu drzewa i przyglądała się wielkiemu pałacowi króla Parakramabahu.


Po powrocie do hotelu, spakowaliśmy walizki, zjedliśmy mały posiłek i udaliśmy się w dalszą drogę, która prowadziła nas w stronę Sigiryia, czyli lwiej skały.

















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz