MINNERYIA
24.01
Po drodze, między Anuradhapurą a Polonnaruwą, jest mały park narodowy, w którym można zobaczyć sporą populację słoni. A że byliśmy w okolicy, wybraliśmy się tam właśnie w tym celu.
Do parku trafiliśmy popołudniem, więc ominęliśmy tłumy i zwiedzaliśmy go zupełnie sami. Przed wejściem bez problemu znaleźliśmy chętnego kierowcę jeepa, który zabrał nas na przejażdżkę.
Na zwiedzanie przeznaczyliśmy około 3 godzin.
Po drodze, w gęstwinie drzew i krzewów, wypatrywaliśmy różnych gatunków zwierząt.
Spotkaliśmy sambary cejlońskie,...
Spotkaliśmy sambary cejlońskie,...
…makaki rozczochrane,…
…langury szare,…
…warany bengalskie,…
…oraz licznych przedstawicieli ptactwa. Po parku brodziły bociany i czaple,…
…w koronach drzew świergotały małe, kolorowe żołny wschodnie,…
…a po zaroślach latały dzikie pawie indyjskie.
Wysoko w listowiu ukryła się natomiast niewielka sowa, która jest jednym ze zwierzęcych symboli Sri Lanki.
Co jakiś czas na drodze siadała duża chmara motyli, która wzbijała się w powietrze, kiedy tylko przejeżdżaliśmy obok. Motyle wypełniały wtedy całego jeepa, ku wielkiej uciesze Laury.
My jednak cały czas wypatrywaliśmy słoni, których nigdzie nie było widać.
W końcu, na otarcie łez zobaczyliśmy 2 sztuki baraszkujące w jeziorze. Normalnie stado zamieszkujące tereny parku liczy sobie około 300 osobników.
Okazało się, że ze względu na to, że pora deszczowa dopiero co się skończyła, a poziom wody jest wysoki, słonie mają pod dostatkiem pożywienia i nie spędzają wiele czasu przy wodopoju, dlatego trudno je wypatrzeć.
Robiło się coraz później, więc czas było opuszczać podwoje parku. Na pożegnanie pomachała nam ogonem kobra królewska, a sympatyczny króliczek namiętnie strzygł uszami.
Po parunastu kilometrach dojechaliśmy do miasta Polonnaruwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz