HAWANA
20.04 i 22.04
Zameldowaliśmy się w hotelu sieci Iberostar. Długo jednak tutaj nie zagościliśmy, ponieważ nasze czujne oczy wypatrzyły lepsze miejsce na nocleg.
Spakowaliśmy manatki i czym prędzej przenieśliśmy się do hotelu Kempiński, który znajdował się tuż obok, na tym samym placu.
W końcu nie na co dzień obchodzi się dwudziestą rocznicę ślubu. Jak szaleć, to na całego!
W końcu nie na co dzień obchodzi się dwudziestą rocznicę ślubu. Jak szaleć, to na całego!
Piękny, nowo wybudowany hotel okazał się wspaniałym miejscem na świętowanie. Fazek założył zresztą wcześniej, że wszystko ma być na tip top.




Wieczorkiem zasiedliśmy w restauracji, znajdującej się na dachu hotelu i podziwialiśmy z góry nocne oblicze Hawany.
Z okien hotelu rozciągał się widok na Parque Central, w pobliżu którego swoje siedziby mają liczne muzea i teatry oraz siedziba kubańskiego rządu, czyli Kapitol.
Z samego rana wynajęliśmy taksówkę i razem z naszą przewodniczką Asią, wyruszyliśmy na podbój miasta.
Czerwonym cadillakiem podjechaliśmy prosto na Plac Rewolucji,... a jakżeby inaczej.
Plac, to ważne miejsce dla mieszkańców Kuby oraz jeden z symboli Hawany. To właśnie tutaj Fidel wygłaszał wszystkie swoje ważne przemówienia, których słuchało tysiące Kubańczyków. A oratorem był Fidel wspaniałym. O słuszności idei rewolucji i wspaniałościach ustroju potrafił rozprawiać godzinami.
Centralne miejsce placu zajmuje 120-metrowy pomnik Jose Marti, XIX-wiecznego bohatera narodowego, którego wspominałam już przy okazji pobytu w Cienfuegos.
Na placu znajduje się również kilka państwowych instytucji, jak chociażby Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, z wielką podobizną Che Guevary i słowami „Hasta la victoria siempre”, które oznaczają „ do wiecznego zwycięstwa”.
…oraz Ministerstwo Informatyki i Telekomunikacji z wizerunkiem kolejnego rewolucyjnego bohatera, czyli Camilo Cienfuegos i maksymą „Va bien Fidel” - „dobrze robisz Fidel”.
Nie tylko budynki użyteczności publicznej, ale i całe miasto udekorowane było wizerunkami towarzyszy-rewolucjonistów.
Najważniejszy z nich, to oczywiście el Commendante Fidel Castro, prawnik z wykształcenia, który w 1953 roku podjął nieudaną próbę obalenia rządów ówczesnego prezydenta Batisty. Według Fidela i jego zwolenników, Kuba potrzebowała naprawy i uwolnienia się spod rządów dyktatora, który zaprzedał państwo Amerykanom. Szczególnie tym spod ciemnej gwiazdy, którzy traktowali wyspę jako bazę hazardu, prostytucji i przemytu alkoholu. Na wyspie powstawały liczne kasyna i nocne kluby, mafia dorabiała się w najlepsze, a korupcji nie było końca.
Niestety mimo szczerych chęci, Fidel trafił na dwa lata do paki, a następnie zmuszono go do emigracji. Tym sposobem znalazł się w Meksyku, gdzie poznał argentyńskiego lekarza Che Guevarę. Obu panów połączyły te same radykalne poglądy. Fidel w towarzystwie nowego przyjaciela powrócił na Kubę i w 1956 roku po raz drugi próbował usunąć Batistę z urzędu. Zorganizował desant, w którym zginęła większość jego ludzi. Przeżyło zaledwie 12 śmiałków, w tym Che Guevara i obaj bracia Castro, Fidel i Raul. Schronili się wśród miejscowej ludności i zaczęli odbudowywać swoje wojsko. Ich popularność urosła w siłę, do tego stopnia, że w 1959 roku prezydent Batista, bojąc się o własną skórę czmychnął z kraju. W ten sposób Fidel został premierem rządu, a Che Guevara, który czuł się powołany do szerzenia rewolucyjnej idei światu, po kilku latach pobytu na Kubie wyruszył w dalszą drogę. Przez Kongo w Afryce, gdzie zaangażował się w walki w słusznej sprawie, trafił w końcu do Boliwii, gdzie przystał do tamtejszej partyzantki i został stracony. Był to prawdziwy człowiek z misją! Chociaż dziś powiedzieliby raczej, że z adhd.
Fidel natomiast zadomowił się na scenie politycznej Kuby na bardzo długo i ciężko było mu z niej zejść. Jego komunistyczna wizja równości i braterstwa zamieniła się z czasem w dyktaturę, z którą wcześniej walczył. Jak się okazuje ciężko sprawować jest władzę, a jeszcze ciężej ją utrzymać. Jedyną metodą stało się sianie strachu i wszechobecna propaganda. Miał zresztą Fidel wspaniałych nauczycieli. Wiernych i wspierających jego poczynania towarzyszy ze Związku Radzieckiego.
Do czasu wspierania przez ZSRR, kubańscy towarzysze partyjni mieli się dobrze. Problem pojawił się po upadku Związku Radzieckiego, w latach 90-tych. Rozpadająca się Rosja przestała wspierać wyspę, a USA nałożyło embargo. Nastały czasy zwane „okresem specjalnym”. Ludzie zmuszeni byli zacisnąć pasa. Ograniczono porcje żywności, paliwa oraz elektryczność do czterech godzin dziennie.
Do dziś w użyciu codziennym są kartki żywnościowe, a półki świecą pustkami. Skąd my to znamy?
Rumu za to jest pod dostatkiem.
Na szczęście w ciepłym, wyspiarskim klimacie rosną pyszne owoce, od których uginały się wózki handlarzy.


Na Kubie są w obiegu dwie waluty: CUC i CUP. Kto ma CUC-i ten ma wszystko. Dotyczy to przede wszystkim turystów, którzy płacą walutą wymienialną, za którą można kupić naprawdę wiele. Kubańczycy natomiast płacą w CUP, czyli kubańskimi peso, których wartość jest znacznie, znacznie niższa, a co za tym idzie nie wszystko można za nie dostać. Trochę jak w komunistycznej Polsce. Kto miał dolary, ten miał wstęp do Pewxu, gumy Donald i paczki Marlboro.
Ale dość już o kondycji Kuby i czas zacząć zwiedzanie. Najbardziej zabytkowa i urokliwa część miasta, to Habana Vieja, czyli stara Hawana, która skupia się wokół czterech placów otoczonych siatką wąskich uliczek. Ta część miasta wybudowana jest w stylu kolonialnym i została wpisana na listę UNESCO.
Zwiedzanie Habana Vieja zaczęliśmy od Plaza de la Catedral. Jak sama nazwa wskazuje na środku placu stoi barokowa katedra „de la Virgen María de la Concepción Inmaculata”, czyli Matki Boskiej Niepokalanego Poczęcia. Budowla wzniesiona została z korali wydobytych z Zatoki Meksykańskiej, które do dziś zdobią fragmenty jej murów. Budowę kościoła zakończono w 1777 roku. Dzwony znajdujące się na katedralnych wieżach pochodzą z dwóch różnych miejsc. Jeden z kubańskiego miasta Matanzas (ten umieszczony niżej), drugi, ten wyższy, z Hiszpanii.
W XVIII wieku w katedrze leżały szczątki Krzysztofa Kolumba, które zostały później przeniesione do Sewilli.
W sylwestrową noc, gdy dzwony zaczynają wybijać północ, na placu zbierają się tłumy mieszkańców. Aby zapewnić sobie szczęście na kolejny rok, należy wtedy zastukać kołatką w wielkie, drewniane drzwi katedry.
Na palcu Katedralnym znajduje się muzeum sztuki kolonialnej.
Po południu przyszła pora na filiżankę kawy w urokliwej kawiarence.
Droga poprowadziła nas dalej do twierdzy Castillo de la Real Fuerza. Fort pochodzi z XVI wieku, co czyni go najstarszym na kontynentach obu Ameryk. Został zbudowany na polecenie hiszpańskiego króla Filipa II i miał bronić dostępu do miasta przed piratami. I nie ma się co dziwić,...w końcu to Karaiby!
Na kopule wieży obserwacyjnej, która dobudowana została w późniejszym okresie, dostrzec można figurę zwaną La Giraldilla, upamiętniającą pierwszą kobietę gubernatora Kuby. Według legendy Isabela de Bobadilla, bo tak nazywała się pani gubernator, wypatruje powracającego z Florydy męża.
Kopii figury mogliśmy poprzyglądać się z bliska w pokoju naszego hotelu.
Castillo de la Real Fuerza przylega do niewielkiego Plaza de Armas, czyli placu broni. Plac jest najstarszym w Hawanie i został zbudowany w pierwszej połowie XVI wieku.
Tuż obok placu znajduje się el Templete, czyli świątynia upamiętniająca miejsce założenia Hawany przez Krzysztofa Kolumba w 1519 roku. Na terenie świątyni natomiast stoi pomnik Carlosa Manuela de Cespedes, który w 1868 roku rozpoczął kubańską drogę ku niepodległości.
Z plaza de Armas niedaleko jest do nieco większego placu Św. Franciszka, czyli Plaza de San Francisco de Asis. Na placu, jak sama nazwa wskazuje, stoi bazylika pod wezwaniem świętego.
Obok wejścia do kościoła stoi posąg el Caballero de Paris, czyli kawalera z Paryża, który tak naprawdę z Paryżem nic wspólnego nie miał. Podobno pracował jedynie przez jakiś czas w kawiarni o tej nazwie. Przede wszystkim był znany z tego, że kręcił się całymi dniami po ulicach Hawany, a mieszkańcy traktowali go jak szalonego, którym zresztą był. Dziś jego ciało spoczywa w bazylice św. Franciszka, a legenda głosi, że każdy kto złapie go jednocześnie za brodę i za palec ten osiągnie szczęście.
W końcu dotarliśmy do Plaza Vieja, czyli jednego z najważniejszych niegdyś placów Hawany. Z balkonów barkowych kamieniczek, które zamieszkiwali najbogatsi mieszkańcy miasta, można było obserwować wszystkie najważniejsze wydarzenia stolicy. To tutaj właśnie miały miejsce egzekucje, walki byków, świąteczne procesje i fiesty.


Jedną z atrakcji Plaza Vieja jest camera obscura, której obiektyw ustawiony jest na jednym z dachów, a obraz placu można oglądać w zaciemnionym pomieszczeniu.
Spacerując po Hawanie można natknąć się na kobiety w tradycyjnych kubańskich strojach, które za małą opłatą chętnie zapozują do zdjęć.
Charakterystycznym widokiem są też bezdomne psy z zawieszonymi na szyi tabliczkami, które wskazują na to, że zwierzę zostało przez kogoś zaadoptowane.
Jednak to, co najbardziej uderza podczas wizyty w mieście, a praktycznie i na całej Kubie, to wszechobecna muzyka. Na każdym rogu, placu i w barze można spotkać ulicznych grajków, którzy rozweselają i rozgrzewają przechodniów gorącymi rymami salsy.
Całe życie mieszkańców miasta toczy się na ulicach stolicy. Kobiety, dzieci i starcy, przesiadują całymi dniami przed swoimi domostwami,...
...podczas gdy mężczyźni dbają o swoje małe biznesy.
Częstym obrazkiem w Hawanie są też mieszkańcy "łapiący" internet. Oczywiście wifi dostępne jest tylko w miejscach publicznych i to również często z problemami.
Tych, których nie stać natomiast na internet, muszą zadowolić się tradycyjną metodą komunikacji, używając kart i budek telefonicznych.
Ostatnim punktem na naszej trasie tego dnia był budynek Kapitolu, który jak łatwo się domyślić, jest wzorowany na Kapitolu waszyngtońskim.
Przed powrotem do hotelu zostaliśmy zaproszeni przez nowo poznane małżeństwo, które wspólnie z nami i Asią zwiedzało tego dnia Hawanę, do apartamentu, który wynajmowali podczas swojej wycieczki od prywatnego właściciela. Dzięki temu mieliśmy okazję zobaczyć jak mieszkają Kubańczycy.
Z wizyty u nowych znajomych wróciliśmy do hotelu tuk tukiem.
Nad Hawaną zachodziło słońce, a my szykowaliśmy się do wyjścia. W planach mieliśmy koncert najbardziej znanego kubańskiego zespołu „Buena Vista Social Club”.

Koncert odbywał się niedaleko naszego hotelu, więc podreptaliśmy do klubu pieszo.
Gorące kubańskie rytmy wybrzmiewały nam w uszach, a szlagiery takie jak "Chan chan" sprawiały, że łzy stawały w oczach.
Mieliśmy wielkie szczęście, ponieważ z okazji swoich 90-tych urodzin zaśpiewała dla nas jedna z pierwszych gwiazd zespołu, która występowała swego czasu z Michelem Jacksonem.
Następnego dnia udaliśmy się wspólnie z naszą przewodniczką Asią, na oblane przez wody Zatoki Meksykańskiej nadbrzeże Malecon.
Malecon, to kilkukilometrowa nadmorska promenada pełna mieszkańców miasta i turystów, z której można podziwiać piękne zachody słońca.
Stąd wzięliśmy wodną taksówkę, by przedostać się na drugą stronę do Faro Castillo del Morro.
Faro Castillo, to stara latarnia morska, która została zbudowana na murach jeszcze starszego zamku Castillo de los Tres Reyes Magos del Morro, czyli fortecy strzegącej starego portu w Hawanie.
Z murów latarni rozciągał się piękny widok na miasto. Z daleka majaczyła kopuła Kapitolu, muzeum rewolucji, a także jedna z niewielu cerkwi prawosławnych na wyspie.
Po powrocie na Malecon postanowiliśmy wstąpić na targowisko, na którym zakupiliśmy pamiątkowy obraz. Niestety nie dowieźliśmy go do domu, ponieważ zagubił się podczas kontroli na lotnisku.
Maszerując dalej uliczkami Habana Vieja kierowaliśmy się w stronę kolejnych atrakcji.
Nasze kroki poniosły nas w okolice ulicy Obispo, przy której znajduje się jeden z najstarszych hoteli w Hawanie, Ambos Mundos. Częstym gościem bywał tutaj Ernest Hemingway i to tutaj właśnie powstała jedna z jego najgłośniejszych powieści "Komu bije dzwon". Drugą znaną i napisaną na Kubie powieścią była "Stary człowiek i morze", za którą pisarz otrzymał literacką nagrodę Nobla.

W hotelu można dziś zwiedzać pokój, w którym mieszkał noblista.
Ulubionym barem Hemingwaya był El Floridita, w którym przy kieliszku daiquiri, czyli ulubionym drinku pisarza, można posłuchać muzyki na żywo,...
...podczas gdy stojące za barem popiersie nieustannie uśmiecha się do rozbawionych klientów.
Bar El Floridita upatrzyli też sobie inni literaci, tacy jak chociażby Jean Paul Sartre.
Drugim ulubionym miejscem Hemingwaya był bar Bodeguita del Medio, do którego wpadał by napić się mojito. Legenda głosi, że raczył się tym alkoholem w towarzystwie samego Fidela Castro.
Przy barze kręci się tutejszy "celebryta", który zdobył rozgłos dzięki Martynie Wojciechowskiej i zdjęciu w Traveler National Geographic.
Po degustacji flagowych drinków i w zabawowym nastroju, udaliśmy się na popołudniową lekcję salsy.
Fazek wywijał na parkiecie, ucząc się nowych obrotów.
Wieczorem, kiedy już byliśmy dość roztańczeni, pojechaliśmy na występ do najsłynniejszego kubańskiego kabaretu Tropicana.
Magia kolorów, wymyślne stroje, gorące rytmy oraz niesamowite zdolności taneczne i akrobatyczne aktorów sprawiły, że byliśmy świadkami niesamowitego widowiska.
A teraz coś, co chyba z Kubą kojarzy się każdemu najbardziej, czyli stare samochody. Prawdę mówiąc, być w Hawanie i nie skorzystać z przejażdżki cadillakiem, to jakby nie być tutaj wcale.
Można oczywiście skorzystać z innego typu pojazdu,...
...ale to właśnie cadillaki i inne stare marki samochodów stały się najpopularniejszymi środkami transportu na wyspie.

Te najpiękniejsze, najbardziej zadbane i wypolerowane należą do taksówkarzy. Przejażdżka takim cackiem, to prawdziwa gratka dla miłośników motoryzacji.


Nie każdego niestety stać na piękny lakier i nową tapicerkę, a jeździć czymś trzeba, więc to co u nas wylądowałoby dawno na złomie, tutaj dostaje drugie życie.

Podczas gdy zwykli ludzie jeżdżą złomem, ledwo wiążąc koniec z końcem, nominaci partyjni bujają się po mieście nowiutkimi mercedesami.
No cóż? nie ma to jak równość, w imię której ze zgniłym zachodem i okropnymi kapitalistami walczy niestrudzenie komunistyczna partia rządząca. W końcu... coś im się za tę walkę należy 🤷♀️
Ostatni dzień w Hawanie spędziliśmy na leniwym włóczeniu się po mieście. Przechadzając się wąskimi uliczkami i przesiadując w kawiarenkach, podglądaliśmy codzienne życie mieszkańców.
Po wizycie w knajpce w centrum miasta, w której dostaliśmy specjalnie dla nas zadedykowane danie, wróciliśmy do hotelu.
Jeszcze tylko ostatni telefon przed podróżą do dzieciaków i pora wracać do domu.
KONIEC
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz