AUSTRALIA
18.07-11.08
Nie mam pojęcia dlaczego, ale ostatnio często zadawano nam pytanie:
„ A w Australii już byliście? ”.
Do tej pory odpowiedź nie mogła brzmieć inaczej jak:
” Nie, jeszcze nie…”.
Dołożyliśmy jednak wszelkich starań, by zmienić ten stan rzeczy i od tej pory możemy z uśmiechem na ustach odpowiadać:
" A jakże! Pewnie, że byliśmy "... i bardzo nam się podobało.
Australia, to jedyne na świecie państwo, które obejmuje cały kontynent… i to kontynent ogromny pod względem powierzchni, a co za tym idzie kilometrów do przejechania. Nie sposób zwiedzić Australii za jedną wizytą, dlatego biorąc pod uwagę fakt, że nasza wycieczka odbywała się latem, wybraliśmy rejony, które najlepiej zwiedzać o tej porze roku. Postawiliśmy zatem na część północną, czyli okolice Darwin, środkową z Uluru na czele oraz Wielką Rafę w okolicach Hayman Island i Cairns. Przy okazji jednego z przelotów wewnętrznych, mieliśmy również okazję przekonać się jak wygląda zima w Sydney.
Naszą przygodę zaczęliśmy na lotnisku w Warszawie, skąd lecieliśmy przez Kopenhagę...
...i Singapur, prosto do północnej części kontynentu, czyli miasta Darwin.
DARWIN
19.07
Okropnie długi lot i zmiana czasu zrobiły swoje. Jak tylko wynajęliśmy auto i weszliśmy do hotelu, dzieciaki padły jak zabite.
Nam z Fazkiem trochę szkoda było czasu na sen i wybraliśmy się na krótki spacer wybrzeżem. Miasto nie ma zbyt wiele do zaoferowania i jest raczej bazą wypadową do okolicznych Parków Narodowych.
Darwin, jak łatwo się domyślić, zostało nazwane na cześć ojca teorii ewolucji, który jak się okazuje, nigdy tu nie zawitał. Położone jest u wybrzeża morza Timor, czyli na północnym krańcu Australii nazywanym często „Top End” (być może dlatego, że znacznie bliżej stąd do Indonezji niż do Sydney).
Podczas II Wojny Światowej miasto było bazą Aliantów i przeżyło japońskie bombardowania.
Tropikalny klimat regionu sprawia, że gdy tylko nastaje pora deszczowa, drogi są zalewane i stają się w dużej mierze nieprzejezdne. Dlatego warto odwiedzać tę część kraju w porze suchej, czyli naszym latem.
Do tego, w okresie deszczowym, dochodzi do inwazji ogromnych ropuch trzcinowych, które zostały sprowadzone w te rejony w celu walki z chrząszczami na plantacjach trzciny cukrowej. Okazało się jednak, że tutejszy klimat tak bardzo przypadł im do gustu, że rozmnażają się w tempie ekspresowym i same stały się dziś szkodnikami. Podobno najlepszym zajęciem kierowców jest rozjeżdżanie ich podczas jazdy samochodem.
Po szybnkim zwiedzaniu, dołączyliśmy do dzieciaków i rzuciliśmy się w objęcia Morfeusza.
O drugiej nad ranem byliśmy już wyspani i gotowi na podbój kontynentu. Niestety trzeba było zaczekać do rana, aż podadzą śniadanie.
Ale nie ma tego złego…Miałam przynajmniej czas na lekturę i dowiedziałam się, że w Wigilię roku 1974 Darwin nawiedził straszliwy cyklon Tracy, który do dziś uznawany jest za najbardziej niszczycielski i śmiercionośny w historii Australii.

Wyjechaliśmy z miasta skoro świt, ponieważ w planach mieliśmy wizytę w Parku Litchfield i Kakadu.
Już pierwszego dnia po drodze, spotkaliśmy kangura.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz