W DRODZE Z TANGALLE DO GALLE
04.02
Skończył się czas wypoczynku, więc wyruszyliśmy dalej w drogę. Z miejscowości Tangalle udawaliśmy się do oddalonego o 80 km miasta Galle.
Na wycieczkę przeznaczyliśmy pół dnia, ponieważ po drodze chcieliśmy zahaczyć o parę atrakcji południowego wybrzeża.
HUMANA BLOWEHOLE
Pierwszą z nich był Humana Blowhole, czyli utworzony przez skalną szczelinę i tryskający z wielkim impetem gejzer morskiej wody. Niestety Ocean Indyjski był tak spokojny tego dnia, że nie zobaczyliśmy ani kropli wody unoszącej się w górę.
Zjedliśmy więc lody prosto z budki i ruszyliśmy dalej.
ŚWIĄTYNIA WEWURUKANNALA
Tuż przy miejscowości Dickwella wznosi się największa na wyspie statua Buddy.
50-metrowej wysokości posąg znajduje się obok świątyni Wewuruknnala i został wybudowany w latach 60-tych ostatniego wieku.
Wielki, złoty Budda przedstawiony jest w mudrze medytującej, czyli z rękoma złożonymi na kolanach.
W świątynnych pomieszczeniach posągi innych bogów oraz świętych oddają cześć Buddzie,...
...a wierni przynoszą setki kwiatów, składając je u stóp mistrza.
Najdziwniejszym miejscem w świątyni okazała się kaplica poświęcona grzesznikom niestosującym się do zasad Buddy.
W pomieszczeniu znajdowały się naturalnej wielkości figury przedstawiające torturowanych grzeszników oraz murale i setki malowideł z piekła rodem.
Nie ważne, biedny czy bogaty, mądry czy niewykształcony, mnich czy żonaty, każdy będzie osądzony według tych samych zasad i poniesie sromotną karę za złe uczynki i zbyt rozrywkowe życie. Jak się okazuje każdy grzesznik będzie torturowany, członkowany, nabijany na pal lub gotowany w smole przez kreatury jakie mu się nawet nie śniły.
Dzieciaki robiły coraz większe oczy przyglądając się malowidłom, więc czas było wychodzić.
Przed świątynią nawiązaliśmy krótką rozmowę z przesympatycznymi mnichami, którzy z zainteresowaniem słuchali o kraju, z którego pochodzimy.
DONDRA
Na malowniczym cyplu, który wychodzi prosto w wody Oceanu Indyjskiego, znajduje się najbardziej wysunięty na południe skrawek Sri Lanki.
W tym miejscu w 1889 roku wybudowano morską latarnię, która po dziś dzień jest czynna i pomaga statkom w nawigacji.
Wokół latarni, wsród wzburzonych fal i wystających głazów, okoliczni mieszkańcy zorganizowali sobie kąpielisko.
Pisk zadowolonych dzieciaków, morskich ptaków, świst wiatru i rozbijających się o skały fal, tworzyły dość hałaśliwą mieszankę.
Laura z Benjaminem przysiedli na skałach i wpatrując się w horyzont, szukali zarysów Antarktydy, która jest najbliższym stałym lądem od tego miejsca Sri Lanki.
Takie białasy na plaży to nie byle gratka. Kto bardziej odważny podchodził do nas, by zrobić sobie wspólnie pamiątkowe zdjęcie.
Gorzej jak tobie nikt zdjęcia zrobić nie chce.
Trzeba radzić sobie wtedy samemu :)
WELIGAMA
W miejscowości Weligama zatrzymaliśmy się przy plaży w poszukiwaniu rybaków na palach.
Zamiast nich znaleźliśmy jedynie dziesiątki początkujących surferów i kutrów rybackich. Miejscowość należy do dość popularnych kurortów południowego wybrzeża, dlatego więcej tu turystów niż mieszkańców wyspy.
Nie było tu czego szukać, więc ruszyliśmy w drogę, zbliżając się coraz bardziej do celu podróży, czyli miasta Galle.
AHANGAMA
Zanim dojechaliśmy do Galle, w okolicach miejscowości Ahangama, udało nam się w końcu spotkać wypatrywanych wcześniej rybaków.
Niestety okazało się, że rybacy, którzy niegdyś byli symbolem południowego wybrzeża, to dziś młodzi mężczyźni, którzy w celach zarobkowych, pozują z patykiem w ręku do zdjęć.
Tak czy inaczej, zdjęcia na tle zachodzącego słońca uważam za udane. Tym bardziej, że dzieciakom również się podobało, ponieważ Oskar mógł się przekonać jakby to było być rybakiem na Sri Lance.
Późnym popołudniem dotarliśmy do hotelu Le Grand by Asia Leisure położonego w mieście Galle.
Zjedliśmy późną kolację i udaliśmy się do pokoju, w którym przed zaśnięciem stoczyliśmy prawdziwy bój z komarami. Hotel był piękny, bez zarzutu, ale z taką ilością moskitów w pokoju nie spotkałam się nawet w największym buszu. Nie mieliśmy pojęcia skąd się wzięły, dopóki nie spojrzeliśmy w łazience na sufit, który jak się okazało pozbawiony był dachu. Fajny bajer na ciepłe klimaty, ale trochę gorszy w miejscu, gdzie można zarazić się gorączką denga.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz