KOLOMBO I KONIEC PODRÓŻY




KOLOMBO
07.02

Wracając do Kolombo mieliśmy w planach spędzić ostatni wieczór na uroczystej kolacji w centrum miasta i zwiedzić przy okazji parę najważniejszych atrakcji stolicy. 
Kiedy zobaczyliśmy hotel wynajęty na ostatnią noc, od razu przestały interesować nas zakurzone ulice Kolombo i wspólnie stwierdziliśmy, że nigdzie się nie ruszamy.





Hotel Pledge Scape położony był tuż przy plaży, z widokiem na zachód słońca i fantastycznym, przeszklonym z dwóch stron basenem, wchodzącym wprost do pokoju. 




Od razu włożyliśmy gacie kąpielowe i daliśmy nura w lazurową wodę. 







Przedzierające się przez wodę promienie, rzucały cień na sylwetkę Laury, która wyglądała niczym syrenka pływająca po morskich otchłaniach.




Kiedy słońce zeszło tak nisko, że straciło oślepiającą moc, stało się jedynie małym, czerwonym punkcikiem pląsającym razem z Laurą po basenie.




Na plaży pod hotelem, grupa chłopaków prowadziła zaciekły mecz piłki nożnej.





Starszyzna skupiona była natomiast na poważnych, męskich rozmowach i hazardzie.




Po kolacji, którą postanowiliśmy zjeść w pokoju, jeszcze raz skorzystaliśmy z basenu. Kto wie, kiedy znów pojawi się okazja na kąpiel w takich okolicznościach?







Siedzieliśmy na tarasie do momentu, aż z nieba zniknęła ostatnia różowa smuga słońca.




Na koniec dnia zeszliśmy do baru na pożegnalnego drinka, zrobionego na bazie araku.





Pozostało nam tylko pakowanie walizek i sen, ponieważ następnego dnia wcześnie rano, mieliśmy samolot powrotny do domu.





Przed przybyciem na lotnisko zaopatrzyliśmy się w maseczki ochronne, ponieważ ze świata dochodziły pierwsze informacje o grasującym po Chinach koronawirusie, a że Sri Lanka jest kierunkiem dość popularnym wsród Azjatów i było ich dość sporo na lotnisku, nie chcieliśmy załapać niechcianego gościa do swojego organizmu.
Stojąc z maseczką na nosie, nikt z nas nie przypuszczał wtedy, że stanie się to naszą codziennością. Mieliśmy nadzieję, że po powrocie do domu poczujemy się bezpieczni, będziemy w końcu u siebie i nic nam nie zagrozi.




W momencie kiedy pilot posadził samolot na tafli lotniska, skończyła się nasza podróż do Sri Lanki. Wylądowaliśmy w Warszawie, wsiedliśmy w samochód i ruszyliśmy do domu. Na trasie przywitał nas swojski widok Kapeli znad Baryczy, więc nie mieliśmy wątpliwości, gdzie się znajdujemy. Disco Polo górą! :)




Kończąc ostatnią stronę wpisu o Sri Lance siedzę zamknięta w domu, z zakazem wychodzenia i nakazem izolacji, ponieważ koronawirus zagościł we wszyskich zakątkach świata na dobre. Żyję teraz wspomnieniami wspaniałych wypraw i z utęsknieniem czekam na chwilę, kiedy znów będzie można wsiąść do samolotu, zapiąć pasy bezpieczeństwa i polecieć w nieznane. Odkrywać kolejne cuda natury i wspaniałe osiągnięcia cywilizacji. Cieszyć się gorącym słońcem, deszczem tropikalnego lasu i surowymi klimatami bezkresnych dróg. Czekam kiedy znów będzie można spotykać wspaniałych ludzi na swej drodze, uczyć się od nich uśmiechu i tolerancji oraz poznawać nowe kultury i tradycje. 
Tak! Czekam na to z utęsknieniem, ale cieszę się również, że udało nam się do tej pory zobaczyć tak spory kawałek świata oraz doceniam to, że mamy dzięki temu co wspominać w tych niecodziennych czasach.

 Sri Lankę będę pamiętać jako szaloną jazdę lewą stroną ulicy po zatłoczonych miastach, pełnych mieszanki etnicznej złożonej z buddystów, hindusów i muzułmanów. Sri Lanka, to dla mnie również wspaniałe widoki na soczysto-zielone herbaciane pola oraz spotkanie z tamilskimi kobietami, dzięki którym możemy cieszyć się niepowtarzalnym aromatem cejlońskiej herbaty. Kraj ten słusznie nazywany Perłą Oceanu Indyjskiego, zachwyca licznymi zabytkami kulturalnego trójkąta. Lwia Skała, ruiny miasta Polonnaruwa i majestatyczne stupy Anuradhapury oraz liczne buddyjskie świątynie i posągi Buddy, zrobiły na nas naprawdę niezapomniane wrażenie. 
Laura natomiast najmilej wspomina trekking po Hortons Plains oraz spotkanie w cztery oczy z indyjskimi słoniami w parku Yala.
 Łza Indii, nazwa która odnosi się do kształtu wyspy, na pewno nie ma nic wspólnego z płaczem. Wprost przeciwnie, Sri Lanka cieszy przyjezdnych, takich jak my, plażami, oceanem i słońcem. Miło było jak zwykle wygrzać się i odstresować w środku szaroburej zimy. 
Miejmy nadzieję, że czas pandemii niebawem się skończy i wszystko wróci znów do normalności. 

KONIEC





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz