ALICE SPRINGS




ALICE SPRINGS
25.07-26.07

Po dwóch dniach podróży dojechaliśmy do Alice Springs, miasta leżącego w samym sercu Australii, które zostało założone jako przystanek dla podróżujących osadników, przemierzających te niegościnne, pustynne tereny na grzbietach wielbłądów.





W okolicy Alice rozciągają się góry MacDonnell'a. 




W mieście mieszka duża społeczność Aborygenów z plemienia Ardente. Widok włóczących się po ulicach Australii Aborygenów nie należał do najweselszych. Zepchnięci na margines społeczeństwa, żyją z zasiłków, popadają w pijaństwo i nie potrafią odnaleźć się we współczesnym społeczeństwie, które co tu ukrywać... bardzo ich zraniło.  




W Alice powstało wiele galerii sztuki z ich twórczością. Pobyt w mieście jest dobrą okazją do zaopatrzenia się w aborygeńskie dzieło.
 Większość obrazów opowiada historię z Czasu Snu.
 Aborygeni odczuwają silny związek z naturą, traktując ukształtowanie terenu jako świadectwo bytności pradawnych stworzeń mitycznych i wielkich przodków, którzy wędrowali po świecie tworząc go na swoje podobieństwo. Zanim zniknęli z powierzchni ziemi, pozostawili śmiertelnikom wspomnienie o swojej bytności w formie snu, który jest rzeczywistością równoległą do ludzkiego życia. 



Sztuka Aborygenów z Outbacku charakteryzuje się sposobem malarstwa. Obrazy tworzą swoiste mapy i namalowane są metodą puentylizmu, czyli składają się z małych kropek tworzących całość. 
 Obraz, który kupiłam na pamiątkę przedstawia ponoć gniazdo strusia Emu i drogę jaką można do niego dotrzeć.


W centrum miasta, po trawnikach przed marketami, zamiast gołębi zbierały się kakadu różowe, najliczniejsza populacja papug na świecie.





W Alice Springs postawiliśmy na dwie atrakcje. Pierwszą z nich była zabytkowa stacja telegraficzna, czyli Old Telegraph Station.



Stacja dała początek miastu. Wokół niej zaczęło skupiać się coraz więcej budynków wraz ze szkołą, w której dzieci kolonizatorów mogły pobierać nauki.



Stacja telegraficzna w Alice ruszyła pod koniec XIX wieku. Jej projektem i budową zajął się Karol Todd (od imienia jego żony Alice, miasto wzięło swą nazwę), który połączył miasta Adelaide, Alice i Darwin z resztą świata. 
Byliśmy zdumieni faktem, że grubo ponad 100 lat temu przeprowadzono podmorskie kable pod morzem Timor, które dalej przez całą Azję, docierały prosto do serca Londynu. Przesyłane alfabetem Morse’a informacje docierały do celu w przeciągu kilku godzin. Wcześniej na każde info trzeba było czekać około miesiąca, czyli tyle ile płynął statek.




Drugim miejscem, które odwiedziliśmy tego dnia była School of the Air, czyli szkoła prowadząca lekcje na odległość.



Byliśmy świadkami lekcji biologii. 
Pusta klasa, porozstawiane kamery, monitory i dwóch nauczycieli,… to wystarczyło, by dzieci mieszkające kilkaset kilometrów od szkoły mogły odbyć lekcję. Wcześniej lekcje przeprowadzane były przez radio.




Na początku roku każdy uczeń dostaje zestaw podręczników, z których korzysta. Dzieciaki mają osobisty kontakt z klasą i nauczycielami 4 razy w roku. Dwa razy mają obowiązek przyjechać do szkoły na testy i imprezy integracyjne, a dwa razy odwiedzają ich nauczyciele. 



Na ścianach wisiały zdjęcia i prace dzieciaków…



…oraz mapa pokazująca miejsca ich zamieszkania.



Byli uczniowie z Uluru, do którego zmierzaliśmy…


…i z Tennant Creek, miejscowości, w której spaliśmy dzień wcześniej.


Niektóre dzieci nie miały stałego miejsca zamieszkania, ponieważ podróżowały wraz ze swoimi rodzinami.


Z Alice Springs ruszyliśmy do Kings Canyon, zahaczając o góry MacDonnell’a.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz