WASZYNGTON





WASZYNGTON
25.07


Wjeżdżając do Waszyngtonu witały nas kolorowe, wiktoriańskie kamieniczki, dzielnicy George Town.



Waszyngton jest stolicą USA od 1790 roku. Miasto nazwano na cześć ówczesnego, pierwszego prezydenta Stanów George’a Washingtona. Waszyngton nie jest przypisany do żadnego stanu. Jest odrębnym dystryktem, czyli okręgiem. Cały okręg zaś zyskał miano „Dystrykt Kolumbii”, nawiązując w ten sposób do używanej w owym czasie nazwy Stanów Zjednoczonych. Nazwa Kolumbia odnosiła się do nazwiska Krzysztofa Kolumba, który zamiast do Indii, dotarł do Ameryki.



Waszyngton powstał od podstaw, na wcześniej niezagospodarowanym terenie. Głównym autorem koncepcji miasta był Pierre Charles L'Enfant, architekt pochodzenia francuskiego. W 1791 prezydent Waszyngton powierzył mu zadanie zaprojektowania nowej stolicy. Przedstawiona przez architekta idea czerpała z wzorców barokowych, czyli zawierała elementy takie jak szerokie aleje rozchodzące się promieniście z prostokątnych i okrągłych placów. Taki układ zapewniał sporo otwartej przestrzeni i możliwości dalszej rozbudowy. Niektóre teorie spiskowe twierdzą, że miasto zostało zbudowane na podstawie symboliki masońskiej, między innymi pentagramu. Kto wie? Może jest w tym ziarnko prawdy? W końcu Georges Waszyngton, założyciel stolicy, był przecież masonem.

Z tapety w pokoju hotelowym dowiedzieliśmy się, że Stany uzyskały niepodległość w 1776 roku.




Następnego dnia, z samego rana, wybraliśmy się na wycieczkę po stolicy. Na ternie miasta nie brakowało polskich akcentów. W drodze do Białego Domu zauważyliśmy pomnik Tadeusza Kościuszki, który tak jak Georges Washington, zasiadał podobno w loży masońskiej.


Pierwszym, obowiązkowym punktem, był Biały Dom. Trafiliśmy akurat na wiec aktywistów z Tadżykistanu, którzy prosili Trampa o pomoc.


Nie zabrakło również prawdziwych amerykańskich patriotów, odpicowanych w tematyczne koszulki.


Biały Dom, czyli siedziba prezydentów USA, liczy sobie ponad 200 lat. Całość składa się z trzech skrzydeł i posiada 132 pokoje oraz 32 łazienki. 



Rodzina prezydencka zajmuje dwa ostatnie piętra "Rezydencji Wykonawczej", czyli środkowej części budynku. Na parterze natomiast znajduje się część reprezentacyjna.




Zachodnie skrzydło służy jako miejsce urzędowania prezydenta i jego urzędników.
Wschodnie natomiast, to biura Pierwszej Damy oraz część turystyczna. Pod tym skrzydłem znajduje się również bunkier, który ma chronić rodzinę prezydencką w razie ataku.



Najważniejsze zabytki Waszyngtonu znajdują się w odległości spaceru, a raczej długiego spaceru, gdyż długość centralnego parku National Mall, przy którym znajdziemy wszystkie główne atrakcje, ma około 5 kilometrów.
Spod Białego Domu udaliśmy się prosto pod pomnik Waszyngtona.
Pomnik Waszyngtona, to obelisk, który jest centralnym punktem National Mall, więc widać go z każdej strony parku.



Wyraźna różnica kolorów marmuru, z którego zbudowano obelisk, spowodowana jest 27-letnią przerwą w budowie, która była skutkiem wybuchu wojny secesyjnej. Budowę pomnika zakończono w 1888 roku. 
Dystrykt wydał rozporządzenie zabraniające wysokiej zabudowy w stolicy, dlatego pomnik Waszyngtona do dziś pozostaje najwyższym budynkiem w mieście. 
W środku znajduje się winda, którą można wjechać na górę. Niestety nie mogliśmy skorzystać z tej okazji, ponieważ podczas naszego pobytu teren był zamknięty z powodu prac budowlanych.


Wzdłuż National Mall wybudowano sieć muzeów. Większość z nich należy do Instytutu Smithsona, który jest największą tego typu instytucją na świecie. Oprócz tego, że na instytut składa się kompleks muzeów i ośrodków badawczych, jest on również organizatorem badań naukowych i licznych publikacji.
Dzięki temu, że muzea przynależą do Smithsonian Institution, można zwiedzać je za darmo.


Z wielu możliwości wybraliśmy dwie, które wydawały nam się najciekawsze.
W pierwszej kolejności trafiliśmy do Muzeum Historii Naturalnej, które stało się planem filmowym drugiej części serii „Noc w Muzeum”.



Zwiedzanie zaczęliśmy od części poświęconej ssakom. Zbiór był przeogromny. 



Zwierzaki patrzyły na nas szklanymi oczami i czuliśmy się trochę nieswojo. O wiele przyjemniej oglądać takie okazy na wolności. 






Dowiedzieliśmy się jednak jednej ciekawej rzeczy, że prawie wszystkie obecne na ziemi ssaki pochodzą od małego zwierzątka o nazwie Morganucodon, które żyło 210 milionów lat temu i wyglądem przypominało szczura. 
Morganucodon miał zaledwie 10 cm długości i był pierwszym ssakiem na ziemi. Swoje DNA przekazał bilionom potomków, czyli różnorodnym gatunkom ssaków, nie wyłączając człowieka.



Dalej przeszliśmy do części przedstawiającej pierwszych człekokształtnych.


Postawione na postumentach głowy, ukazywały faktyczny wzrost naszych przodków. 




Najmniejszy okazał się człowiek z Flores, który dorastał do zaledwie metra wysokości i ważył ok 25-30 kg. Szczątki tego człekokształtnego, z indonezyjskiej wyspy Flores, odkryto dopiero w 2003 roku. Ze względu na niski wzrost nazwano go Hobbitem. 


Symulacja komputerowa pokazała nam jak wyglądałaby Laura jako kobieta z Flores.


Muzeum jest tak ogromne, że nie sposób skupić się na każdym szczególe. Przez część oceaniczną przeszliśmy do części geologicznej.





Byliśmy pod wrażeniem kształtów i kolorów jakie posiada w swej palecie matka natura.









Niektóre ekspozycje przypominały nam o wcześniejszych wycieczkach, jak np. lawa z Hawajów, płaszcz hawajskich władców utkany z tysięcy ptasich piór, czy intruzja wulkaniczna z Devils Tower.






Część zatytuowana „I Wonder”, skupiała w swych zbiorach największe cuda natury. Oglądaliśmy tutaj chociażby największą odnalezioną kość udową oraz orzech w kształcie kobiecego łona i wiele innych niesamowitości.



Na koniec zajrzeliśmy do części poświęconej dinozaurom.



Zanim trafiliśmy do kolejnego muzeum, zrobiliśmy sobie krótką przerwę na trawniku przed Kapitolem
Neoklasycystyczny budynek Kapitolu pełni funkcję siedziby Kongresu Stanów Zjednoczonych, czyli amerykańskiego parlamentu. Kopułę Kapitolu zdobi ogromny fresk przedstawiający "Apoteozę Waszyngtona", czyli ubóstwienie pierwszego prezydenta Stanów. Apoteoza może również oznaczać zmianę człowieka w istotę nieśmiertelną równą Bogu. Przedtawiony na fresku Jerzy Waszyngton, posiada cechy boskie i wstępuje do nieba. Otoczony jest przez mitologiczne postacie oraz 13 dziewic symbolizujących 13 kolonii, które jako pierwsze utworzyły państwo Stanów Zjednoczonych. Ponadto, na obrzeżach fresku, przedstawiono mitologiczne bóstwa w sześciu scenach symbolizujących najważniejsze wartości narodowe takie jak: wojna, nauka, żegluga, handel, mechanika i rolnictwo.





Drugim muzeum, które wybraliśmy, było Air and Space Museum.






Byliśmy świadkami historii awiacji począwszy od pierwszych maszyn latających według projektu braci Wright, a na rakietach i sondach kosmicznych kończąc.









Braci Wright uważa się za pionierów lotnictwa.
Pierwszego udanego lotu dokonali w 1903 roku. Ich maszyna pokonała wtedy zawrotną odległość 37 metrów, a lot trwał 12 sekund.
Bracia Wright byli właścicielami warsztatów rowerów. W muzeum zobaczyć można oryginalny rower należący do jednego z nich.



Zwiedzanie trochę trwało, ponieważ Miki musiał obowiązkowo zagłębić się w szczegóły sowiecko-amerykańskiego wyścigu kosmicznego i uważnie czytał każdą informację.


Dzięki swojej dociekliwości udało mu się znaleźć nazwisko polskiego astronauty Hermaszewskiego, który wraz z towarzyszami z ZSRR pobijał kosmos w 1978 roku, rakietą Soyuz 30.



Po wyjściu z muzeum rozpadało się na dobre. Ulewa pokrzyżowała nam trochę plany, ponieważ nie zdążyliśmy dotrzeć przed zamknięciem do National Gallery of Art, którą również chcieliśmy zwiedzić. 





Pocałowaliśmy więc klamkę i ruszyliśmy w stronę Mauzoleum Lincolna, przechodząc przez Sculpture Garden, czyli Ogród Rzeźb.



W ogrodzie podziwiać można wielkie, nowoczesne instalacje. Niektóre są piękne, inne śmieszne, a jeszcze inne fascynujące. Komu nie przypadnie do gustu sztuka nowoczesna, może po prostu pospacerować po ogrodzie lub wypić kawę w kawiarnii.
W ogrodzie znajdowały się rzeźby paru sławnych artystów, jak chociażby kubisty Marc’a Chagall’a czy surrealisty Joan’a Miro.
Nas zachwycił najbardziej kolorowy domek „House” Roy’a Lichtenstein’a, który był optycznym złudzeniem trójwymiarowej figury.


Natomiast „Moondog” Tony’ego Smith’a przypominał nam raczej maskę Lorda Vadera.


„Thinker on a rock” Barry’ego Flanagan’a wprawił nas w zadumę nad istotą sztuki oraz tym co też niektórzy artyści próbują nam przekazać lub jakie odczucia w nas wzbudzić.


Natomiast „Amor” Roberta Indiana przypominał nam wizytę w Filadelfii.



Kierując się dalej wzdłuż National Mall przechodziliśmy obok pomnika National World War II Memorial, który zadedykowany był żołnierzom oraz cywilom zaangażowanym w walki podczas II wojny światowej.



Na samym końcu National Mall, tuż za wielkim stawem, przy którym spotkali się, po latach rozłąki i wojnie w Wietnamie, Jane i Forrest Gump (któż nie pamięta tej sceny!), znajdowało się Mauzoleum Lincolna




Mauzoleum przypominało nam raczej grecką świątynię, niż pomnik poświęcony szesnastemu prezydentowi USA.



Wewnątrz znajdował się posąg Abrahama Lincolna o wysokości prawie 6-ciu metrów. 
Nad jego głową widniała inskrypcja:
W tej świątyni, tak jak w sercach ludzi, dla których ocalił Unię, pamięć o Abrahamie Lincolnie zawsze będzie święta”.



Kawałki marmuru, z których zbudowano posąg są tak dobrze do siebie dopasowane, że całość wygląda jakby stworzono ją z jednej bryły.


Oprócz posągu, we wnętrzu podziwiać można malowidła ścienne, obrazujące pojednanie Północy z Południem i wyzwolenie niewolników.
Przed mauzoleum rozegrała się również inna, znacząca dla czarnoskórej ludności scena. To właśnie tutaj, w 1963 roku, zakończył swój marsz na Waszyngton, lider ruchu praw obywatelskich, Martin Luther King . Tutaj również wygłosił swoje słynne przemówienie „I Have a Dream”. Marsz zorganizowano przeciwko segregacji rasowej oraz podniesieniu minimalnych płac, a mowę Luthera Kinga ogłoszono najwybitniejszą mową publiczną XX wieku.



Przemoczeni do suchej nitki, ponieważ cały dzień uciekaliśmy przed deszczem, wróciliśmy do hotelu. 





Następnego dnia wyruszyliśmy w stronę sielskich wiosek zamieszkałych przez społeczność Amiszów oraz w kierunku wodospadów Niagara.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz