SAN CRISTOBAL



SAN CRISTOBAL
02.02

Położone w górach miasteczko San Cristobal de las Casas oferuje urocze uliczki z małymi, kolorowymi domkami. Choć na ulicach było gwarno i ruchliwie, wydawało się jakby czas zatrzymał się tu w miejscu.






Późnym popołudniem wybraliśmy się na spacer połączony z wizytą w Katedrze.





W środku zatrzymałam się przy figurze Matki Boskiej, która uświadomiła mi jeden fakt. W każdym meksykańskim kościele figury, obrazy i wszystko inne, bardzo obrazowo przedstawia sceny z biblijnego życia, bądź z żywotów świętych. Biorąc pod uwagę fakt, że wciąż jeszcze jest w Meksyku duży analfabetyzm, szczególnie wśród Indian, jak inaczej przedstawić im Matkę Boską od Siedmiu Boleści, jak nie przebitą siedmioma mieczami? :)




Po wyjściu z katedry ruszyliśmy główną ulicą w stronę kościoła Santo Domingo.





Przed kościołem, mimo późnej pory, czynny był jeszcze targ z indiańskimi wyrobami.

 



Na nocleg zatrzymaliśmy się w uroczym hoteliku, w samym centrum miasta. Niepozorny z zewnątrz hotel, okazał się bardzo gustownie urządzony. W nowoczesne wnętrza sprytnie wpleciono indiańskie motywy.





Kiedy nasi panowie poszli już spać, ja z Laurą znalazłyśmy jeszcze siły na pyszny deser i herbatkę.








Z samego rana rzuciliśmy jeszcze raz okiem na kolorowe domki gęsto usiane przy ulicy.







Następnie, przemierzając góry krętą i wyboistą drogą, mijając dżunglę i indiańskie osady, jechaliśmy w stronę okolic Palenque.
Po drodze zrobiliśmy przerwę na zakupy w małym, wiejskim sklepiku.



Mijaliśmy Indiańskie miasteczka…




…i małe wiejskie osady.







Wzdłuż drogi cały czas dzielnie maszerowali Indianie…


 



…i ich dzieci, które dopiero co „wesoło wybiegły ze szkoły”.




 Wiele kobiet, które szły poboczem, ubranych było w tradycyjne stroje plemienia Tzeltal. Strój taki składa się z haftowanej białej bluzki i pasiastej, długiej spódnicy. Plemię Tzeltal, podobnie jak Tzotzil, to również potomkowie Majów.






Kiedy dojechaliśmy do celu Jaime rzucił nagle 
„ uf, teraz mogę już odetchnąć, bo najgorsze mamy za sobą”. Ale o co chodzi?... 
A chodziło o to, że na tych górskich terenach porośniętych dżunglą, dochodzi czasem do napaści na turystów. Indiańscy wyrzutkowie potrafią podobno zatrzymać samochód i każą wyskakiwać z całej kasy. No cóż, w końcu to ich teren, na którym my byliśmy tylko intruzami :)












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz