PRZYLĄDEK CAPE POINT
14.07
Zanim postawiliśmy nasze stopy na Przylądku Dobrej Nadziei, udaliśmy się na przylądek Cape Point.
Najpierw jednak szybka kawa w Cape Point National Park.
Na parkingu przywitały nas pawiany.
Aby dotrzeć na Cape Point trzeba było wspiąć się trochę pod górkę.
Ścieżką, razem z turystami, kursowały w tę i z powrotem pawiany.
Nie zabrakło ich również na górze.
Jeszcze sto lat temu w Afryce było prawdopodobnie więcej pawianów niż ludzi. Teraz ten stosunek się zmienił. Afrykańscy rolnicy nie przepadają za pawianami i traktują je jak szkodniki, ponieważ niszczą im pola.
Jeszcze sto lat temu w Afryce było prawdopodobnie więcej pawianów niż ludzi. Teraz ten stosunek się zmienił. Afrykańscy rolnicy nie przepadają za pawianami i traktują je jak szkodniki, ponieważ niszczą im pola.
Mimo szkód, które przynoszą rolnikom, pawiany to bardzo inteligentne istoty. Podobno potrafią nauczyć się ortografii, rozróżniając słowa. Przeprowadzono nawet doświadczenie, w którym udowodniono, że zaledwie po sześciu tygodniach nauki małpy te potrafiły rozróżnić realne słowa od nonsensownych zbitek literowych.
No więc jakże nie zrobić sobie fotki z tak mądrymi stworzeniami?
Oj, coś mi chyba na tyłku wyrosło!
Kiedy samica pawiana spodziewa się potomstwa jej pośladki zmieniają kolor z fioletowo-brązowego na różowy.
Kiedy samica pawiana spodziewa się potomstwa jej pośladki zmieniają kolor z fioletowo-brązowego na różowy.
Oprócz małpiszonów atrakcją była wybudowana na wzgórzu latarnia.
Tuż przy latarni ustawiono drogowskaz wskazujący odległości do miast z całego świata.
Z Cape Point podziwialiśmy bezkresny ocean Atlantycki.
A na koniec pamiątkowe zdjęcie przy tablicy z nawą przylądka.
W drodze powrotnej w dół, widzieliśmy pierwsze strusie i przechadzające się majestatycznie elandy, czyli największe antylopy.
Na dole postanowiliśmy coś przekąsić. Nagle wielki pawian skorzystał z chwili mojej nieuwagi i wyrwał mi z rąk przeznaczoną dla Faziego sałatkę. Chciał jeszcze w locie złapać moją pizzę, ale tym razem byłam szybsza :) Sałatkę trzeba było kupić nową, a do pawianów pretensji mieć nie mogliśmy, ponieważ jak byk było napisane, że mogą być niebezpieczne, a jedzenie je przyciąga.
PRZYLĄDEK DOBREJ NADZIEI
Dalej podjechaliśmy na Przylądek Dobrej Nadziei oddalony jakieś 2 km od Cape Point.
Przylądek został odkryty w 1488 roku przez portugalskiego żeglarza Bartolomeu Diaz, który nazwał go pierwotnie przylądkiem burz. Nazwa wzięła się stąd, że jest to obszar o jednej z najwyższych na świecie aktywności wyładowań atmosferycznych.
Dziesięć lat później, gdy Diaz przepływał obok przylądka w drodze do Indii, złapała go burza, a jego okręt zatonął wraz z całą załogą. Bartolomeu stracił więc życie obok przylądka, który sam wcześniej odkrył.
Nazwa została zmieniona przez króla Portugalii Jana II na Przylądek Dobrej Nadziei, gdyż było to miejsce, którego osiągnięcie dawało nadzieje na dotarcie na Daleki Wschód.
Wieczorem przejechaliśmy jeszcze przez jedną z bardziej ekskluzywnych dzielnic Kapsztadu i zatrzymaliśmy się na plaży, by obejrzeć zachód słońca.
Później już tylko szybka kolacja w hotelu i prosto do pokoju.
Ostatniego dnia mieliśmy zaplanowaną podróż na Przylądek Igielny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz