MOREMI
06.08-07.08
Tego dnia czekała nas wielka przygoda. Jechaliśmy jeepem safari, po brzegi wyładowanym namiotami i prowiantem, do serca buszu, by spędzić tam nocleg na dziko, wśród afrykańskich zwierząt.
Zanim przekroczyliśmy bramy parku Moremi, na drogę wychodziły nam co rusz jakieś zwierzęta.
Afrykańskie strusie,…
Afrykańskie strusie,…
... zebry,…
...żyrafy i słonie.
A po drzewach skakały tukany.
Kiedy stanęliśmy przed wjazdem do parku, dołączył do nas nasz przewodnik Luis i kazał nam koniecznie cofnąć się z powrotem o 5 kilometrów.
„Pospieszcie się, gaz do dechy! Szybciej, szybciej!” wołał co chwilę. „Na poboczu zauważyłem lamparta, mam nadzieję, że jeszcze tam jest. Nawet nie macie pojęcia ile macie szczęścia, że go zobaczycie. Taki widok naprawdę rzadko się zdarza”. Jechaliśmy więc na zabój, podskakując na dziurach. Autem telepało na wszystkie strony. Pośpiech jednak się opłacił. Przy maleńkim oczku wodnym, w cieniu drzew, leżał sobie spokojnie wielki kot. Sami nigdy byśmy go nie dostrzegli. Zresztą przejeżdżaliśmy tuż obok niego chwilę wcześniej i żadne z nas go nie zauważyło. No cóż, tak to jest, gdy białasy wybierają się do buszu :)
Lampart, to inaczej leopard lub pantera. Lamparty, to samotnicy. Polują w nocy, a za dnia wypoczywają często wygięte na gałęzi. Prowadzą raczej osiadły tryb życia. Terytorium pantery może liczyć od 5 do 40 km2. Zwierzę zaliczane jest do "wielkiej piątki". Bardzo cieszyliśmy się, że lampart raczył za nami poczekać w miejscu, w którym się wylegiwał i udało nam się go zobaczyć. Widok był niepowtarzalny.
Chwilę później znów znaleźliśmy się przed wjazdem do parku Moremi. Zanim wjechaliśmy do środka, Laura zdążyła zaprzyjaźnić się z wiewiórą i tukanami, które przyłączyły się do jej orzechowej uczty.
Przygodę czas zacząć!
Jeżdżąc po parku mogliśmy przyjrzeć się z bliska rozlewiskom, które wcześniej widzieliśmy z góry. Zwierzęta w Moremi są w dużo bardziej komfortowej sytuacji, niż te z parku Etosha. Szczególnie podczas pory suchej, której w ogóle nie odczuwają. W Etoshy zwierzaki wędrowały kilometrami w poszukiwaniu wody. Tutaj miały naturalne wodopoje na wyciągnięcie ręki,… a raczej kopyt.
Po mokradłach wędrowały różnorodne ptaki, których jest w delcie Okavango około 400 gatunków.
W końcu dotarliśmy do miejsca, w którym mieliśmy rozbić obozowisko. Okazał się nim pusty plac otoczony mokradłami, w których taplały się hipopotamy.
Mus, to mus, pora rozłożyć namioty.
Był to jedyny raz, kiedy spaliśmy na ziemi. Do tej pory namioty rozkładaliśmy na dachu samochodu, co dawało nam większe poczucie bezpieczeństwa.
Był to jedyny raz, kiedy spaliśmy na ziemi. Do tej pory namioty rozkładaliśmy na dachu samochodu, co dawało nam większe poczucie bezpieczeństwa.
Kiedy namioty już stały, Luis zapakował nas do auta i pojechaliśmy wykorzystać resztę dnia na tropienie zwierząt. Naszym celem było znalezienie lwa, którego do tej pory nie udało nam się spotkać. Luis zapewnił nas, że na pewno go zobaczymy, bo lwów mają w Moremi pod dostatkiem. Za to leopard, to było coś.
Na pierwszy plan wysunęła się póki co żyrafa, oblepiona przez maleńkie bąkojady.
Na pierwszy plan wysunęła się póki co żyrafa, oblepiona przez maleńkie bąkojady.
Jak obiecał tak było. Kilkaset metrów od naszego obozu, w wysokiej trawie, buszowała cała lwia rodzinka.
Lwy zaliczane są do „wielkiej afrykańskiej piątki”. Obok nich to zaszczytne miejsce zajmują lamparty, nosorożce, bawoły i słonie. Termin Big Five został wymyślony przez myśliwych, których marzeniem było zdobyć trofea tych wspaniałych zwierząt, zaliczanych do najniebezpieczniejszych w Afryce.
Choć trudno w to uwierzyć, lwy zamieszkiwały kiedyś nie tylko Afrykę, ale i Azję, Europę, a nawet obie Ameryki.
Mimo, że o lwie mówi się król dżungli, to jest on zwierzęciem otwartych równin. Występuje głównie na sawannie, w buszu, a także na terenach górskich i półpustynnych.
Lwy żyją w grupach rodzinnych liczących od 3 do 30 osobników i złożonych z samic, ich potomstwa oraz kilku niespokrewnionych samców, którzy nieustannie rywalizują o przywództwo w stadzie. Lwia hierarchia jest bardzo prosta i bardzo seksistowska. Nawet najsłabszy samiec ma wyższą rangę niż najsilniejsza samica.
Koty polują całym stadem, głównie w nocy. Ich metoda polega na otoczeniu ofiary i zagonieniu jej w pułapkę. Dziennie dorosły osobnik potrzebuje około 7 kg mięsa. Zdobyczą posilają się oczywiście według hierarchii.
Podczas rui samica sama wybiera sobie partnera. Największe szanse mają panowie z najbujniejszą grzywą. Para oddala się od reszty stada na kilka dni i kopuluje kilkadziesiąt razy dziennie.
Bujna grzywa, groźny ryk i majestatyczne ruchy sprawiły, że to właśnie lew został okrzyknięty królem zwierząt.
Okazuje się jednak, że nie wszystkie zwyczaje lwa są iście królewskie. Samce potrafią przesypiać aż do 20 godzin dziennie, a ich leniwy charakter sprawia, że często rezygnują z polowań i zadowalają się tym, co przyniosą dla niego samice. Głodny zjada małe gryzonie i szarańczę. Kiedy wywalczy sobie przywództwo w stadzie, często zabija lwiątka swojego poprzednika. Ponadto nie jest ani największym, ani najszybszym z kotów.
Jednak każde spotkanie z lwem rodzi respekt i wielkie emocje. Szczególnie, gdy znajduje się o krok od ciebie.
Stanąć oko w oko z lwem, to spora dawka adrenaliny. Nieważne czy to będzie lew czy lwica, która mruży delikatnie oczy, kiedy oślepiasz ją fleszem aparatu. Spojrzeniem daje ci znak, że jeśli życie ci miłe, lepiej oddal się i nie wchodź jej w drogę.
Słońce zaczęło już zachodzić, więc przyszła pora powrotu do obozowiska.
Po drodze mijaliśmy szykujące się na żer hipopotamy. Warto w tym miejscu przypomnieć, że to wcale nie wielka piątka odpowiedzialna jest za najwięcej ataków na ludzi, lecz właśnie słodko wyglądające hipcie, które omijać należy szerokim łukiem.
Gdy zasiedliśmy przy ognisku, coraz bardziej słyszalne były odgłosy buszu. Z oddali słychać było lwie ryki, a tuż za plecami głośny, „histeryczny śmiech” hipopotamów, które właśnie szykowały się do wyjścia z wody.
Chyba lepiej szybko zjeść kolację i wskoczyć do namiotu. Podczas kolacji, która notabene była bardzo wykwintna, Luis opowiadał nam swoje przygody oraz dawał rady jak należy zachowywać się podczas noclegu pośród dzikich zwierząt.
Oto czego się dowiedzieliśmy:
- Zwierzęta na 100 % będą chodziły w nocy między namiotami.
- Przychodzą do obozu z ciekawości, a nie po to żeby nas zabić (uff!)
- Pamiętajmy, że jesteśmy gośćmi na ich terenie i zachowujmy się ostrożnie.
- W żadnym wypadku nie oddalajmy się w nocy od namiotu za potrzebą, ponieważ bardzo prawdopodobne, że w krzakach za namiotami staniemy w cztery oczy z jakiąś zwierzyną. Takie spotkanie może się źle dla nas skończyć
- Gdy przyciśnie nas na tyle, że nie będziemy w stanie wytrzymać, najpierw rozchylmy zamek namiotu, poświećmy latarką, potem wystawmy pomału głowę i znowu poświećmy latarką. Na koniec powoli wyjdźmy z namiotu i załatwiajmy się tuż przy nim, a najlepiej bez wychodzenia.
Na szczęście przespaliśmy całą noc bez potrzeby wychodzenia na zewnątrz. Za ścianami namiotu słyszeliśmy paradujące i kopulujące w krzakach hipopotamy. Hałasowały tak bardzo, że ciężko było zasnąć. Rankiem, gdy wyszliśmy przed namiot, tuż przed wejściem zauważyliśmy prezent w postaci wielkiej kupy i plamy moczu, który nam zostawiły. Był to dowód na to, że gdy my smacznie chrapaliśmy, hipcie interesowały się naszym namiotem.
Tuż po śniadaniu zwinęliśmy obóz i mieliśmy zamiar ruszyć dalej w poszukiwaniu dzikiej zwierzyny. Najpierw trzeba było jednak zmienić koło.
Najwcześniej do życia budziło się ptactwo.
Błyszczaki,…
…czaple,…
…bociany, czyli żabiru afrykański i …
…oraz białe pelikany.
Okavango, to istny raj dla ornitologów.
Okavango, to istny raj dla ornitologów.
Wokół nas rozlewały się bagna i mokradła, które utrzymywały przy życiu liczne zwierzęta.
Takie środowisko, to również wymarzone miejsce dla hipopotamów, które całymi dniami potrafią taplać się w wodzie, a dopiero nocą wychodzić na ląd. Zresztą nie mają wielkiego wyboru, gdyż ich skóra jest bardzo wrażliwa na promienie UV.
W bajorze moczyła się cała hipciowa rodzinka.
W bajorze moczyła się cała hipciowa rodzinka.
Kawałek dalej spotkaliśmy włochate antylopy kob liczi, inaczej moczarowy. Antylopy z rodzaju kob, to jedyne, które wchodzą bez oporu do wody. Zamieszkują podmokłe i bagniste tereny, które dają im schronienie przed drapieżnikami. Potrafią nie tylko brodzić w głębokiej wodzie, ale też doskonale pływać. To bardzo rzadko spotykany gatunek w Afryce.
Impale natomiast, których jest w Afryce w bród, brykały wesoło z samego rana. Pewnie cieszyły się z tego, że udało im się szczęśliwie przeżyć kolejną noc i dotrwać do rana.
Przy wyjeździe z parku pomachał nam trąbą i ogonem sympatyczny słoń…
…i małe małpki.
Tak zwane kotawce sawannowe, koczkodany tumbili lub po prostu werwety.
Za bramą parku pożegnaliśmy się Luisem i naszym młodym kucharzem. Na pożegnanie Luis dał Mikołajowi najlepszą z rad:
„ Pamiętaj chłopie, ciesz się życiem i korzystaj z każdego dnia, który jest ci dany. Niczym się nie przejmuj i bądź szczęśliwy”.
„ Pamiętaj chłopie, ciesz się życiem i korzystaj z każdego dnia, który jest ci dany. Niczym się nie przejmuj i bądź szczęśliwy”.
Ruszyliśmy w stronę Nxai Pan i solniska Makgadikgadi oraz na spotkanie z surykatkami, którego nie mogliśmy się już doczekać. Po drodze musieliśmy jednak przejść przez kontrolę weterynaryjną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz