MACHU PICCHU
28.07
Do Machu Picchu można się dostać w dwojaki sposób, pociągiem lub pieszo, przy czym trekking trwa cztery dni. Prowadzi do niego Szlak Inków. Inkowie zbudowali sieć dróg o łącznej długości 25 000- 30 000 km, która połączyła ze sobą najważniejsze miasta Imperium. To właśnie tymi drogami biegali posłannicy zwani chasquis, którzy dostarczali wiadomości na zasadzie sztafety. Kiedy posłannik dobiegał do budynku, w którym mógł odpocząć, wiadomość przejmował następny i biegiem docierał do kolejnego punktu. Inkowie nie znali pisma, więc wiadomości zapisywane były przez system kipu, czyli węzełków na kolorowych sznurkach.
My wybraliśmy wygodniejszą formę dotarcia do Machu, czyli pociąg z Ollantaytambo do Aquas Calientes.
Po drodze mijaliśmy wspaniałe widoczki, które zmieniały się z każdym kilometrem, ponieważ z wysokości ponad
3 000 metrów zjeżdżaliśmy w rejony dżungli na 2 350.
Ghost of the jungle :)
Po ok. 2 godzinach dojechaliśmy do Aquas Calientes, miejscowości która jest wrotami do Machu Picchu. Można tu dojechać jedynie pociągiem, gdyż nie prowadzi tu żadna inna droga.
Nazwa miejscowości wywodzi się od gorących źródeł, w których można się wykąpać po całym dniu podróży.
My jednak zamiast kąpieli wybraliśmy drinka w barze.
Na kolację natomiast poszliśmy z dzieciakami na pizzę.
Następnego dnia trzeba było wstać skoro świt o 5.30, ponieważ mieliśmy w planie dotrzeć na Machu Picchu na wschód słońca.
Nie spodziewaliśmy się jednak, że większość turystów miała ten sam pomysł. Tak więc wschód słońca oglądaliśmy z kolejki do busa, który miał nas zawieźć na miejsce.
Wejście na teren Machu prowadzi obok chatki strażnika, skąd rozpościera się piękny widok. W czasach Inków miejsce to służyło do obserwacji miasta i prowadzącej do niego drogi.
Nie ważne ile zdjęć widziało się wcześniej w przewodnikach i internecie. Machu Picchu robi naprawdę nieopisane wrażenie.
Naszym oczom ukazał się zapierający dech w piersiach widok.
Prawdopodobnie Machu Picchu było miejscem kultu, obserwatorium astronomicznym lub rezydencją dziewiątego Inki Pachacuteca. To właśnie za jego panowania, w XV wieku rozpoczęła się największa ekspansja Inków, która doprowadziła do tego, że Inkowie zajmowali jedną trzecią terytorium Ameryki Południowej. Podbili oni wtedy między innymi lud Chimu, od którego pochodzi Tumi, rytualny złoty nóż do składania ofiar.
Miejsce Inków zajmują dziś mali mieszkańcy Machu :)
Dzieciaki zgodnie z inkaskim zwyczajem złożyły w ofierze liście koki. Trzy liście należy rzucić na wiatr i pomyśleć życzenie.
A teraz trochę o tym jak doszło do odkrycia.
Machu Picchu zostało odkryte przypadkowo przez Amerykanina Hirama Binghama w 1911 roku. Wyruszył on na ekspedycję w poszukiwaniu zaginionego miasta Vilcabamby, które stało się stolicą Inków po tym jak Hiszpanie zajęli Cusco i większość kraju. Vilcabamba, ukryta w dżungli, była stolicą Inków przez ponad cztery dekady, jednak pod koniec XVI-go wieku Hiszpanie dotarli tutaj, po czym zburzyli miasto i zostało ono zapomniane na wieki. Nawiasem mówiąc, to polscy podróżnicy Tony Halik i Elżbieta Dzikowska na podstawie odnalezionych kronik hiszpańskich udowodnili istnienie i położenie Vilcabamby. Tak więc kiedy podróżnik Bingham szukał Vilcabamy, tutejszy rolnik poinformował go o istnieniu zarośniętych dżunglą ruin, na niedalekim szczycie górskim. Za jednego sola rolnik zaprowadził go na miejsce. Okazało się, że były to ruiny wspaniałego Machu Picchu.
Na szczęście ruin nie odkryli wcześniej Hiszpanie, ponieważ zgodnie ze swoją tradycją niszczenia wszystkiego co im stanęło drodze, nie moglibyśmy podziwiać dziś takich widoków.
Miasto składa się z dwóch części. Górnej, w której znajduje się Świątynia Słońca, Grobowiec Królewski, Pałac Królewski i Intihuatana oraz dolnej gdzie można oglądać domy mieszkalne.
Całe miasto otaczają tarasy uprawne.
Do miasta i całego kompleksu prowadziła kamienna brama wejściowa.
Świątynia Słońca, w górnej części, to jedyny okrągły budynek na Machu. Jej kręte ściany zostały dostosowane do naturalnej krzywizny podłoża. Służyła do przechowywania ofiar i posągów bóstw.
Małe okienko zdobiące mury świątyni, to okno przesileń. Są takie dwa i zorientowane zostały zgodnie ze wschodem słońca, w dni letniego i zimowego przesilenia.
Poniżej Świątyni Słońca znajduje się królewski grobowiec. Stopnie symbolizują trzy poziomy rzeczywistości. Zgodnie z wierzeniami Inków każdy poziom symbolizowany jest przez inne zwierzę. Wąż jest symbolem podziemia, puma życia ziemskiego i teraźniejszości, a kondor symbolizuje niebiosa.
Świątynia Trzech Okien została zbudowana z olbrzymich kamiennych bloków. Do dziś nie wiadomo jak Inkowie transportowali bloki na takie wysokości. W dniu przesilenia zimowego przez okna wpadają promienie słońca i rozświetlają całe wnętrze.
Następnie dotarliśmy do Głównej Świątyni, której przeznaczenie nie do końca jest znane, ale swą nazwę zawdzięcza starannemu wykonaniu.
Po drodze mijaliśmy wcześniej już wspominany kamień Intihuatana. Służył on do obserwacji słońca i wyznaczania przesileń i równonocy, co ułatwiało Inkom planowanie cyklów rolniczych. Nazwa oznacza "słupek do wiązania słońca". Prawdopodobnie przesilenie czerwcowe było najważniejszym dniem inkaskiego roku. Wtedy to kamienna kolumna rzucała najdłuższy cień. Inkowie wierzyli, że w tym momencie słońce zostaje przywiązane do skały i dlatego dni stają się dłuższe, a co za tym idzie mają więcej czasu na uprawę roli i większe zbiory.
Znajdująca się na terenie kompleksu Święta Skała, naśladująca kształt góry, używana była jako ołtarz Apusa boga Gór, Wody i Płodności.
Znajdujące się w Machu Picchu skały czasami imitowały swym kształtem góry znajdujące się za nimi. Niestety tym razem widok był zakryty chmurami i niewiele można się było dopatrzeć.
Ostatnią świątynią, którą zwiedziliśmy była świątynia Kondora z wyrzeźbioną głową ptaka. Kondor był dla Inków ucieleśnieniem jednego z najważniejszych bóstw.
Z Machu Picchu można pójść na trekking wyżej w góry na Wayna Picchu, gdzie odkrywa się kolejne ruiny.
Można też zagubić się pośród zamieszkiwanych niegdyś przez Inków domów i uciec trochę od reszty zwiedzających. Co z miłą chęcią uczyniliśmy.
Domy najważniejszych dostojników były naprawdę imponujące. Posiadały nawet prywatną toaletę z odpływem, co w tamtych czasach było nie lada luksusem. Laura bardzo się zainteresowała tym faktem i zerkała jak też wygląda „Inka toilet”.
Jeżeli w całym Peru, na każdym kroku można spotkać lamy, to dlaczego miałoby ich zabraknąć na Machu Picchu?
Na koniec wycieczki spotkaliśmy rodzinkę, z którą Mirek siedział w pociągu w drodze do Aquas Calientes.
Z Machu Picchu byliśmy żegnani po królewsku, z fanfarami.
Odbywało się akurat jakieś narodowe święto, stąd orkiestra.
Po półgodzinnej przejażdżce busem byliśmy z powrotem w Aquas Calientes.
Na dworcu kolejowym również czekała nas atrakcja. Zespół folklorystyczny odtańczył nam na pożegnanie ludowy taniec.
Pozostało nam tylko „wsiąść do pociągu byle jakiego...
…i patrzeć jak wszystko zostaje w tyle”
Wieczorem dotarliśmy z powrotem do Cusco,...
…skąd następnego dnia mieliśmy samolot powrotny do Limy.
LIMA
29.07
W Limie na ostatnią noc wzięliśmy sobie hotel z widokiem na miasto.
Ostatnie godziny wakacji spędziliśmy na objadaniu się i obijaniu. Zresztą na nic więcej nie było już czasu.
Dzieciaki nie kryły radości z powrotu do domu. W końcu pięć tygodni to niemało czasu. Muszę jednak przyznać, że minęły naprawdę szybko.
Rano, przed wylotem, kiedy dzieci jeszcze smacznie spały, zdążyliśmy z Fazim zrelaksować się w basenie.
Fazek zdążył nawet poszpanować przede mną delfinem. Jak za starych dobrych czasów :) Muszę przyznać, że ciągle robi to na mnie wrażenie.
Po spakowaniu walizek, zwarci i gotowi czekaliśmy na transport na lotnisko.
Do domu wracaliśmy przez Bogotę w Kolumbii.
…i przez Madryt.
Na koniec trafiliśmy na lotnisko w Berlinie. Stąd jeszcze tylko 3 godziny samochodem i po raptem 25 godzinach podróży w końcu dotarliśmy do domu.
Peru nie pozostawia człowieka obojętnym. To kraj o bogatej historii, pełnej niewyjaśnionych jeszcze tajemnic. To miasta „zawieszone” wysoko w Andach i dżungla pełna dzikich zwierząt. To również Islas Ballestas, które stanowią nie lada gratkę dla miłośników przyrody oraz owiane tajemnicą linie Nazca, które do dziś pobudzają wodze fantazji najbardziej tęgich umysłów.
Peru, to ludzie o ciekawych, ciągle jeszcze kultywowanych tradycjach, żyjący wsród surowych krajobrazów kanionu Colca, za pan brat z kondorami. To także nasi znajomi, starzy i dopiero poznani, którzy żyją tam na codzień i wzbogacają swą obecnością ten przepiękny kraj.
Jednak Peru, to przed wszystkim wspaniałe Machu Picchu, zatopione wśród zielonych gór, ujmujące swą potęgą i historią. To magiczne miejsce, o którym marzy chyba każdy podróżnik.
KONIEC
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz