LOS ANGELES
28.07
Z samego rana pojechaliśmy oddać kamper.
Jak przystało na Hollywood firma, która nam go wynajęła odwoziła nas do hotelu limuzyną.
Jak przystało na Hollywood firma, która nam go wynajęła odwoziła nas do hotelu limuzyną.
Naszej gwiazdeczce bardzo podobała się przejażdżka limuzyną ulicami Miasta Aniołów :)
Hotel, w którym mieliśmy rezerwację znajdował się w słynnym kurorcie Santa Monica. Dzieciaki dostały czas wolny, by odpocząć i pograć na tabletach,...
...a my skoczyliśmy zobaczyć jak wygląda słynna z serialu „Słoneczny patrol” plaża. Następnie wynajęliśmy samochód i pojechaliśmy prosto do Los Angeles, które znajduje się parę kilometrów od Santa Monica.
„Mama, kiedy w końcu zobaczymy znak Hollywood?”,
„A teraz już jedziemy pod ten znak, czy gdzieś jeszcze?”,
„A stąd już będzie widać ten znak, czy nie?”
Takie pytania padały z ust Laury średnio co parę minut, jak tylko wjechaliśmy do Los Angeles. Momentami zachowywała się jak Osioł ze Shreka, który co chwilę dopytywał się:
„Czy daleko jeszcze? ”:)
Niestety musiała trochę poczekać, ponieważ wcześniej mieliśmy inne plany.
„A teraz już jedziemy pod ten znak, czy gdzieś jeszcze?”,
„A stąd już będzie widać ten znak, czy nie?”
Takie pytania padały z ust Laury średnio co parę minut, jak tylko wjechaliśmy do Los Angeles. Momentami zachowywała się jak Osioł ze Shreka, który co chwilę dopytywał się:
„Czy daleko jeszcze? ”:)
Niestety musiała trochę poczekać, ponieważ wcześniej mieliśmy inne plany.
Najpierw przejechaliśmy przez wysadzany palmami Sunset Boulevar, czyli Bulwar Zachodzącego Słońca, który związany jest z przemysłem filmowym od lat 20-tych. Dawniej przyciągał on przemytników alkoholu i hazardzistów, dziś natomiast znajdują się tu najbardziej znane kluby nocne, restauracje i luksusowe hotele.
Viper Room na przykład, to należący kiedyś do Johnny’ego Deppa klub muzyczny, przed którym po spożyciu zabójczej dawki narkotyków umarł 23 letni aktor River Phoenix. Zanim zmarł zagrał rolę w filmie "Indiana Jones i ostatnia krucjata".
Comedy Store, to słynna na całym świecie scena komediowa.
Natomiast Director’s Guild of America, to biurowiec związany z przemysłem filmowym.
Dalej przejechaliśmy ulicami dzielnicy Beverly Hills i udaliśmy się na słynną Walk of Fame, czyli Aleję Gwiazd. Najlepszą zabawę miała oczywiście Laura, która wypatrywała na chodniku znanych nazwisk.
W Walk of Fame wmurowano ponad 2 000 gwiazd ze znanymi nazwiskami związanymi z przemysłem filmowym, telewizyjnym i muzycznym. Gwiazdy wykonane są z polerowanego marmuru, a zwyczaj montowania ich w chodniku został zapoczątkowany w 1960 roku.
Nie tak łatwo jednak dostać taką gwiazdę. Po pierwsze musi być ona zatwierdzona przez Chamber of Commerce, czyli Krajową Izbę Gospodarczą, a po drugie celebryta musi zapłacić za nią 7 500 tys. dolarów.
A oto plejada gwiazd, którą udało nam się znaleźć pośród tłumu turystów i zadeptywanych nazwisk. Każda gwiazda ma na środku znak, który informuje o tym z jakiej gałęzi rozrywki się wywodzi.
Na koniec najważniejszy celebryta, czyli amerykański Tomasz Kruś :)
Po Alei Gwiazd krąży oczywiście pełno przebierańców, którzy udają znane postaci.
Przy Walk of Fame znajduje się również słynne kino Chinese Theatre, na którego dziedzińcu wmurowane są betonowe płyty z odciskami dłoni i stóp oraz autografami znanych osób. Pomysł narodził się podobno, kiedy gwiazda kina niemego stanęła na mokrym betonie podczas budowy.
Beżowy budynek tuż za Chinese Theatre, to słynny Dolby Theatre, w którym co roku rozdawane są statuetki Oskarów.
Oskary przyznawane są od 1927 roku. W tym samym czasie powstała przyznająca je Akademia Filmowa. Początkowo nie wzbudzały jednak takich emocji jak dziś. Podczas pierwszej gali rozdania obecnych było zaledwie 250 osób, a cała ceremonia trwała 15 minut.
W końcu nadszedł wyczekiwany przez Laurę moment. Stanęła pod słynnym znakiem Hollywood.
Pierwotnie znak Hollywood był reklamą firmy budowlanej. Pełna nazwa brzmiała Hollywoodland, ale końcówkę -land usunięto. Litery mają po 13 metrów wysokości i nie da się niestety podejść do nich zbyt blisko. Droga została zamknięta, kiedy to rozczarowana niedoszła aktorka kina niemego popełniła samobójstwo skacząc z litery H.
Spod znaku Hollywood, przejeżdżając przez dzielnicę finansową,…
…dotarliśmy do dzielnicy japońskiej zwanej Little Tokyo. Pierwsi Japończycy osiedlili się tutaj pod koniec XIX wieku.
Lampiony, restauracje, tradycyjne budynki i obowiązkowo sklepy z Hello Kitty tworzyły iście japoński klimat.
Na kolację postanowiliśmy zjeść prawdziwe japońskie sushi.
Zrobiło się późno, więc przyszedł czas pożegnać Miasto Aniołów, z jego przepychem i splendorem, gdzie na każdym kroku poczuć mogliśmy obecność światowej sławy gwiazd. Ostatniego dnia pobytu w Stanach czekała nas jeszcze wizyta w Disneylandzie.
Ten miły pan chciał nam chyba powiedzieć po amerykańsku "goodbye my friends" :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz