KAUAI





KAUAI
18.07-22.07

Kauai jest ponoć najbardziej deszczową ze wszystkich hawajskich wysp. Piszę ponoć, ponieważ przez cztery dni pobytu nie spadła nam na głowy ani jedna kropla deszczu.
Geologicznie Kauai jest najmłodszą wyspą archipelagu.







Ze względu na swój zielony charakter, nadano jej przydomek „Wyspy Ogrodu”.





Od razu po wylądowaniu pojechaliśmy do hotelu, gdzie spędziliśmy resztę dnia.












Z samego rana wynajęliśmy samochód typu kabriolet Mustang i ruszyliśmy na podbój wyspy.









KANION WAIMEA

Kanion Waimea, zwany również Wiekim Kanionem Pacyfiku, wygląda jak miniatura Wielkiego Kanionu Kolorado, z tą różnicą, że jest bardziej zielony.





Po drodze natrafiliśmy na geologiczne cudo. 
 Płonąca czerwienią ziemia i przecinające ją gdzieniegdzie wodospady, wyglądały niezwykle malowniczo.





Czerwony kolor ziemi jest zasługą dużej zawartości żelaza.





Kanion powstał w wyniku trzęsienia ziemi, które niemal przepołowiło wyspę na pół. Liczący 915 metrów głębokości wąwóz, cały czas się powiększa na skutek osuwania się ton ziemi i wymywania jej przez rzekę Waimea.





Stojąc nad brzegiem kanionu można było poczuć moc żywiołów. Woda, wiatr i słońce potrafią rzeźbić naprawdę cudowne pejzaże.





W tych skałach i ich poszczególnych warstwach kryły się miliony lat.




Całość udekorowana była soczyście zielonym płaszczem, który niczym puchowa kołderka, przykrywał pomarańczowe olbrzymy. A spływające w dół wodospady urozmaicały i tak już przepiękny krajobraz. 




Kanion Waimea łączy się z Koke'e State Park.
Przy ostatnim i najwyżej położonym punkcie widokowym Pu’u o Kila, poczuliśmy przedsmak tego, co czekało nas ostatniego dnia. To miejsce uchyliło nam rąbka tajemnicy NaPali Coast.





Staliśmy oniemiali i oszołomieni widokiem. 
Takie miejsca zachwycają chyba za każdym razem, ilekroć się je zobaczy.




Próbowaliśmy zejść szlakiem kawałek w dół, ponieważ wciąż było nam mało cudów natury, jednak chmury i wiatr nie były dla nas przychylne tego dnia. Stwierdziliśmy, że w takiej mgle i tak już niewiele zobaczymy, więc pora wracać do hotelu.



Cieszyliśmy się, że to kapryśne pogodowo i najbardziej wilgotne na Hawajach miejsce i tak pozwoliło nam, choć przez chwilę, nacieszyć oczy wspaniałymi widokami.






HANAPEPE

W drodze powrotnej wstąpiliśmy do kolorowej miejscowości Hanapepe.





W miasteczku czuć było artystycznego ducha. Sklepiki i stragany tonęły w kolorach.





Kto kiedykolwiek oglądał lub zna kreskówkę „Lilo i Stitch”, na pewno skojarzy fakt, że to właśnie tutaj mieszkała filmowa bohaterka.




Jednak niektóre części miasta wyglądały jak rodem z horroru. Na ulicach żywej duszy, a budynki dawno już nie widziały właściciela i popadały w ruinę.





Dzień dobiegał końca, więc pojechaliśmy do hotelu.
Jazda kabrioletem czasami bywa przyjemna,...




…a czasami mniej. 
Szczególnie gdy wiatr wieje ci w uszy i rozwiewa włosy na wszystkie strony.



Mniej przyjemnie bywa również, gdy człowiek zapomni wysmarować się kremem z filtrem i wyjdzie na słońce.




Następnego dnia wybraliśmy się na wycieczkę do miejscowości Haena, gdzie zaczynał się szlak Kalalau Trail, prowadzący wzdłuż NaPali Coast. Mieliśmy w planie trekking wzdłuż wybrzeża.




Plan jednak szybko uległ zmianie, gdy okazało się, że droga do Haena jest zamknięta ze względu na lawinę błotną, która niedawno spadła.




Nie pozostało nam nic innego, jak wszamać lody i pobłąkać się po miasteczku Hanalei, oddalonym kilka kilometrów od Kalalau Trail.





Mieliśmy przynajmniej okazję wstąpić na plażę z ładnym widokiem na góry.





W miasteczku czuć było surferski klimat.




Wsiedliśmy do naszego Mustanga i ruszyliśmy w stronę kolejnej atrakcji.






LATARNIA KILAUEA 

Kilauea do lat 70-tych była działającą latarnią morską. 



Dziś otworzono przy niej rezerwat przyrody, ponieważ przylatuje tu wiele ptaków wędrownych.




Park stał się ostoją dla różnych gatunków ptaków. Występuje tu między innymi zagrożona wyginięciem bernikla hawajska, czyli rodzaj gęsi.


W okolicy latarni obserwować można również głuptaki czerwononogie...


 ...i faetony czrewonosterne.



Dalej pomknęliśmy w stronę rzeki Wailua i wodospadów Opaekaa.



Oczywiście z małą przerwą na lunch.





WODOSPADY OPAEKAA I WAILUA

Na parkingu, tuż obok wodospadów, przeżyliśmy prawdziwy „atak” kurczaków.



Widok kur spacerujących beztrosko po okolicy, to na Kauai codzienność. Cała wyspa jest wprost zalana przez dzikie kury, koguty i kurczaki, które obecne są dosłownie wszędzie. 



Wystarczyło przejść na drugą stronę ulicy, by uwolnić się od kur i przenieść w trochę inny świat. Naszym oczom ukazał się wodospad Opaekaa.



Nieopodal płynęła rzeka Wailua, po której można sobie organizować rejsy kajakiem lub łódeczką.





Chcieliśmy wykupić bilety na rejs na kolejny dzień, ale okazało się że nie prowadzą przedsprzedaży i musimy przyjechać wcześnie rano kolejnego dnia, by stanąć w kolejce, ponieważ chętnych jest sporo.



Po południu odstawiliśmy dzieciaki do hotelu i pojechaliśmy zobaczyć malowniczy wodospad Wailua. 








SPOUTING HORN

W odległości pół godziny od wodospadu znajdowała się jeszcze jedna atrakcja, Spouting Horn, czyli szczelina w skale, przypominająca gejzer.





Gdy tylko fala dostawała się w skalną szczelinę, momentalnie wystrzeliwała z wielkim impetem w górę, tworząc przy tym kolorową tęczę.




Na spektakl przypłynęły też miejscowe żółwie.



W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w miejscowości Lawa’i, by poobserwować wspaniałe wyczyny surferów.




Fale były na tyle wysokie, że trzeba było mieć spore umiejętności, by je okiełznać.




Kiedy słońce zaszło za horyzont, wróciliśmy do dzieciaków do hotelu.






RZEKA WAILUA


Z samego rana zakupiliśmy bilety na rejs tratwą po rzece Wailua.



Czas umilała nam lokalna grupa wokalno-taneczna.



Wsiedliśmy na tratwę jako jedni z pierwszych i mieliśmy okazję posłuchać świetnego wykonania " Tennesse whiskey" Chris'a Stapleton'a. Dziewczyna śpiewała tak pięknie, że aż ciary przechodziły po plecach.



Kiedy tylko pojawiło się więcej turystów, artyści przeszli na hawajskie szlagiery i czar prysł.



Tratwą podpłynęliśmy pod jaskinię Fern Grotto, którą porastały paprocie. 








Na miejscu prezentowano dla nas tradycyjny taniec hula. 




Betonową ścieżką wróciliśmy z powrotem na tratwę.




Wailua River, to dość popularne miejsce, więc co chwilę mijaliśmy licznych kajakarzy.




Po powrocie do hotelu przeznaczyliśmy resztę dnia na relaks.







Chłopcy postanowili spróbować swoich sił jako surferzy.





Ja z Laurą zostałyśmy na plaży i miałyśmy z nich niezły ubaw.




Fazi leżał jedynie plackiem na desce, a Mikołajowi udało się stanąć na parę sekund, po czym lądował w wodzie.




Okazuje się, że wcale nie tak łatwo utrzymać się na desce, a co dopiero stanąć na niej i surfować po fali. Nie pomogło nawet wcześniejsze doświadczenie z windsurfingiem.




Mimo poniesionego fiaska, panowie wrócili bardzo z siebie zadowoleni.




Po surferskich wyczynach, położyliśmy się na leżaki przy basenie i leżeliśmy tak aż do zachodu słońca.











LOT NAD NAPALI COAST

Z samego rana wsiedliśmy do helikoptera, by odbyć lot nad wybrzeżem NaPali. Wiedzieliśmy jedynie, że mamy lecieć do miejsca, w którym nagrywany był "Park Jurajski".





Pierwszy z góry ukazał nam się nasz hotel.



Im dalej lecieliśmy, tym bardziej oczy otwierały nam się z wrażenia.




W dole majaczył kanion Waimea z licznymi wodospadami.






 W końcu dotarliśmy nad wybrzeże.
Widok był nie do opisania.
Piękny, wspaniały, cudowny,... wszystko to za mało, by wyrazić w słowach ten cud natury.





W oczach miałam łzy szczęścia, a nawet więcej…ryczałam jak dziecko, że mogę tu być razem z moimi ukochanymi i wspólnie z nimi doświadczać tych cudownych widoków.
Takie chwile trzymam w sercu i na zawsze pozostają w mojej pamięci.





Helikopter wlatywał w wąwozy, poprzecinane malowniczymi wodospadami.  
Lataliśmy tuż przy urwistych klifach usłanych zielenią, a w dole majaczyły białe plaże, odizolowane od reszty świata i dostępne tylko od strony morza.







Lot nad NaPali, to obowiązkowe must see. Jeśli kiedykolwiek znów będziemy na Hawajach na pewno nie odpuścimy tej atrakcji.





Przeżyliśmy chwile magiczne i niewiarygodnie piękne.  Żadne zdjęcie nie odda raju, który tam zastaliśmy.






Wieczorem wybraliśmy się na pożegnalną kolację, ponieważ następnego dnia żegnaliśmy się z Hawajami.



Nasza hawajska przygoda dobiegła końca.
Zwiedziliśmy cztery największe wyspy Stanu i z każdej wynieśliśmy coś innego. 

Oahu, to przede wszystkim kawał historii w bazie marynarki wojennej Pearl Harbor oraz w Centum Kultury Polinezyjskiej, które przybliżyło nam zwyczaje starych polinezyjskich plemion.
To również tętniąca życiem stolica Honolulu i górujący nad nią majestatycznie krater wulkanu Diamond Head oraz malownicze otoczenie wodospadów Manoa, które niczym rajski ogród, cieszyło nasze oczy, pozawieszanymi na zielonych ścianach kwiatami.

Hawaii z kolei była jak bramy piekieł, wrząca i ognista. Rozgrzana do czerwoności lawa, która tryskała do oceanu wielkimi strumieniami, pozostawiła po sobie niesamowite wrażenie. Piękne i niebezpieczne zarazem. To pewnie dlatego właśnie na tej wyspie powstała największa polinezyjska świątynia. Mając przed oczami widok wulkanów buchających jęzorami ognia, ludzie z trwogą biegli do świątyni Pu’uhonua o Honaunau, by się pomodlić i przegnać złe demony.
Hawaii, to również kolorowe plaże z czarnym i zielonym piaskiem.

Maui będzie nam się kojarzyła przede wszystkim z wypoczynkiem we wspaniałych resortach, ale też z widokową drogą do Hany, której zakrętom nie było końca oraz z surowym pejzażem wulkanu Haleakala i przepięknym zachodem słońca na jego zboczu.

Kauai natomiast, zachwyciła nas bajecznym lotem nad NaPali Coast, podczas którego przeżyliśmy niezapomniane chwile. Czuliśmy się jak bohaterowie Parku Jurajskiego, którzy przedzierali się przez bujną zieleń, podziwiając na szlaku wspaniałe wodospady i strome, zielone klify. Kauai, to także Kanion Waimea z całym swym ogromem i odcieniami czerwieni.

Z Hawajów wracaliśmy pełni nowych wrażeń, wypoczęci i przygotowani na podbój USA. 
Przyszedł moment, by powiedzieć tym małym, wielkim wyspom...Aloha!






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz