JEZIORO TITICACA



JEZIORO TITICACA
08.07.

Jezioro Titicaca, to prawdziwe andyjskie morze. Ma długość 190 km i szerokość 80 km, a położone jest na wysokości ponad 3 800 metrów n.p.m. To wszystko czyni je najwyżej położonym jeziorem o takich rozmiarach na świecie. Ponadto, jest to również najwyżej położone na świecie jezioro żeglowne. Ciekawym jest również fakt, że wpływa do niego co najmniej 25 rzek, a wypływa tylko jedna.


Z jeziora widoczny był hotel, w którym mieszkaliśmy podczas pobytu w mieście Puno.


Nie dość, że hotel był pięknie położony, to oferował wspaniałe widoki na jezioro. 
Taki właśnie widok przywitał nas z samego rana po przebudzeniu.





Jezioro Titicaca stanowi naturalną granicę między Peru a Boliwią. 






Najlepszą bazą wypadową do zwiedzania wysp na jeziorze jest miasto Puno. Mówi się, że Puno, to peruwiańska stolica folkloru, ponieważ odnotowano tu ponad 300 różnych tańców ludowych.


Z Puno popłynęliśmy prosto na pływające wyspy Uros. Na łodzi przywitał nas lokalny artysta, który zagrał dla nas, zaśpiewał, skasował i wyszedł :)





Lud Uros zbudował pływające wyspy, aby uciec przed wrogimi plemionami. Największa i zarazem najstarsza wyspa liczy sobie 160 lat. Postawiono na niej szkołę i salę spotkań. Przeciętnie jednak jedna wyspa wytrzymuje około 30 lat i może pomieścić 2-3 rodziny. Obecnie jest około 40 wysp.





Szef wyspy, którą zwiedzaliśmy pokazywał nam w jaki sposób się je buduje. Najpierw zanurzana jest gruba warstwa lekkiego torfu, na którą układa się warstwami trzcinę totora. Gdy trzcina gnije pod wodą trzeba ją uzupełniać od góry świeżą warstwą. Czynność tę powtarza się średnio co trzy miesiące.







Dowiedzieliśmy się również, że najbardziej popularną rybą jest pstrąg, czyli Trucha, który wytępił prawie inne gatunki.


Z trzciny zbudowane jest na wyspach dosłownie wszystko, domy, dachy, podłogi i łodzie.








Okazało się, że trzcina służy również do jedzenia. Trzeba jednak wiedzieć, która część nadaje się do spożycia, ponieważ może ona powodować silne wymioty.


Na wyspie zwiedziliśmy jeden z domków, choć wiele do zwiedzania nie było. 
Właścicielka mieszkała tam z córką. W dzisiejszych czasach mieszkańcy czerpią energię z solarów.



Członkowie ludu Uros uważają się za najstarszy lud na ziemi, ponieważ według legendy istnieli już zanim powstało słońce. Ponadto, podobno żaden z przedstawicieli plemienia nie może zginąć od utonięcia i uderzenia pioruna. 



Do dziś wyspy zamieszkuje około 150 rodzin. Dwieście lat temu plemię liczyło sobie kilka tysięcy osób. Obecnie część mieszkańców utrzymuje się z turystyki i rękodzieła.







Gdy mieszkanki wyspy żegnały się z nami, odśpiewały wspólnie „Alouette” i „Vamos a la playa”.






Następnie, za dodatkową opłatą, przepłynęliśmy się z szefem wyspy trzcinową łodzią. 



 Miki dzielnie pomagał wiosłować. 




Podpłynęliśmy do następnej wyspy, na której mieszkańcy urządzili kawiarnię.






Później czekał nas już tylko powrót do Puno, ponieważ jeszcze tego samego dnia mieliśmy w planach przeprawę przez granicę z Boliwią, w której spędziliśmy kolejne dwa tygodnie.


Ostatnia chwila oddechu w hotelu i szybko do autobusu, na który notabene prawie się spóźniliśmy. Ale o tym już w części boliwijskiej bloga :)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz