FILADELFIA
24.07
Po trzech tygodniach spędzonych na Hawajach wróciliśmy na stały ląd.
Mieliśmy przed sobą ostatni tydzień pobytu w Stanach, w ciągu którego planowaliśmy zwiedzić NY i Waszyngton oraz poczuć na twarzy bryzę wodospadu Niagara. Cały poprzedni dzień, tuż po wylądowaniu, spędziliśmy na Brooklinie w Nowym Jorku, podziwiając panoramę Manhattanu i słynny Brookliński most.
Filadelfię, czyli największe miasto stanu Pensylwania i byłą stolicę USA, potraktowaliśmy trochę po macoszemu, jako przerwę w drodze do Waszyngtonu.
Głównym celem w mieście stał się dla nas budynek Independence Hall, czyli miejsce podpisania Deklaracji Stanów Zjednoczonych i Konstytucji.
Deklaracja stanowiła dokument uzasadniający prawo Trzynastu Kolonii Brytyjskich do wolności i niezależności od Wielkiej Brytanii. Ojcami- założycielami Stanów Zjednoczonych byli między innymi Thomas Jefferson, Benjamin Franklin, czy Georges Washington. Wsród nazwisk osób zaangażowanych w odzyskanie niepodległości przez Stany można znaleźć również nazwisko Tadeusza Kościuszki.
Deklarację podpisano w 1787 roku.
Symbolem wojny o niepodległość (1775-1783), między Wielką Brytanią a Trzynastoma koloniami, stał się Dzwon Wolności, który dziś nie jest już w użyciu ze względu na wielkie pęknięcie.
Na cmentarzu niedaleko Independence Hall, znajdował się grób Benjamina Franklina.
Po zapoznaniu się z kolebką Stanów Zjednoczonych, wyruszyliśmy na przejażdżkę bryczką po ulicach Filadelfii, o których śpiewał w swym przeboju Bruce Springsteen.
Po przejażdżce przyszła pora na deser. Wybraliśmy specjalność miasta, czyli lody Water Ice. Większego obrzydlistwa dawno w gębach nie mieliśmy. Ble!... pierwszy śmietnik był nasz.
Oczywiście nie mogło nas zabraknąć pod nowoczesną rzeźbą z napisem LOVE, autorstwa Roberta Indiana. Rzeźba zdobi plac John’a F. Kennedy’ego od roku 1976 i doczekała się wielu kopii.
Jeżdżąc po mieście zauważyliśmy sporo polskich akcentów, jak chociażby pomnik Tadeusza Kościuszki, którego dom znajduje się w Filadelfii oraz rzeźbę poświęconą Mikołajowi Kopernikowi.
Na koniec stanęliśmy pod statuą Rocky’ego Balboa, przyjmując jego słynną pozę,...a co!
Wbiegliśmy również po 72 schodach Art Museum, na których rozgrywała się scena trzeciej części filmu „Rocky” z Sylvestrem Stallone w roli głównej.
Stojąc na górze podziwialiśmy tę samą panoramę miasta, którą podziwiał Rocky. No… może prawie tą samą. Z wyjątkiem wyrastających tu i ówdzie nowoczesnych wieżowców.
Niestety nie starczyło nam czasu, aby wejść do Muzeum Sztuki. Ale Miki od razu rozpoznał rzeźbę zdobiącą wejście. Z wiedzy o mitologii zawsze bije nas na głowę. Cieszę się, że przyszedł czas, kiedy możemy uczyć się od własnych dzieci. Okazało się, że rzeźba przedstawiała Prometeusza z sępem.
Mit opowiada o tym, jak Prometeusz został przykuty do skały na zlecenie Zeusa za to, że wykradł z Olimpu ogień, który podarował ludziom. Każdego ranka sęp wyjadał mu wątrobę, która codziennie odrastała. Męka Prometeusza trwała do momentu, aż Herakles zabił ptaka i uwolnił tytana.
Mit opowiada o tym, jak Prometeusz został przykuty do skały na zlecenie Zeusa za to, że wykradł z Olimpu ogień, który podarował ludziom. Każdego ranka sęp wyjadał mu wątrobę, która codziennie odrastała. Męka Prometeusza trwała do momentu, aż Herakles zabił ptaka i uwolnił tytana.
W drodze do Waszyngtonu zatrzymaliśmy się po raz kolejny w sieci subway. Była to dla nas alternatywa dla fastfoodów typu McDonald’s, czy KFC. Tutaj przynajmniej sprzedawali zdrowe surówki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz