EPUPA FALLS






EPUPA FALLS
28.07-29.07

Zanim dojechaliśmy do wodospadów Epupa, złapaliśmy gumę. 



Nagle, nie wiadomo skąd, pojawiła się ekipa Himba. Wyszli prosto z buszu, choć wydawało nam się, że na takim odludziu nikogo nie spotkamy.





„A ja wiem co się popsuło,… auto się popsuło”:)



Zatrzymali się przy nas nie dlatego, że potrzebowaliśmy pomocy, lecz z ciekawości i chęci zarobienia paru dolarów lub wyciągnięcia od nas... słodyczy. Himba wprost uwielbiają słodkości.



Fazi nie miał dla nich cierpliwości, ponieważ cały czas zawracali gitarę i domagali się „sweety”. 
Trzeba jednak przyznać, że mimo tego, iż byli trochę irytujący, kobiety mogły pochwalić się wspaniałymi, tradycyjnymi spódnicami.





Poczęstowałam więc ich cukierkami. Zjedli, pomruczeli na znak, że smakowało, rzucili papierki na ziemię i odeszli w siną dal.



Wyładowane toboły świadczyły o tym, że prawdopodobnie szli na targ. 



Po chwili zostaliśmy z problemem sami. Na szczęście co dwóch mężczyzn, to nie jeden. Miki dzielnie pomagał przy wymianie koła.



Parę minut później mknęliśmy znów w kierunku wodospadów Epupa.



Gdy dojechaliśmy na miejsce, w pierwszej kolejności zatrzymaliśmy się w punkcie widokowym na wodospad.



Naszym oczom ukazał się niewiarygodny widok na rzekę Kunene.






Rzeka leży na granicy między Namibią i Angolą.





Miejsce, które podziwialiśmy ze wzniesienia, jawiło się niczym porośnięta palmami oaza pośrodku pustyni. Widok był bajeczny!





Z daleka nasze miejsce do spania wyglądało oszałamiająco. Położony tuż nad wodospadem lodge odbijał się w tafli wody.




Z bliska realia okazały się trochę inne. Ledwie trzymające się kupy chatki z bambusa, pozbawione okien (a przecież znajdowaliśmy się na terenie potencjalnie malarycznym), były miejscem o... raczej ascetycznym wystroju :)






Trzeba jednak przyznać, że otaczające widoki w stu procentach wynagradzały nam brak wygód.





Przyjemnie było siedzieć na krańcu Namibii i słuchać, jak wody rzeki Kunene spadają z hukiem w dół.





Epupa w języku Herero oznacza „pianę”.






W miejscu tworzenia się wodospadów szerokość rzeki wynosi 500 metrów. W najwyższym punkcie wodospad liczy sobie 37 metrów wysokości i jest tym samym najwyższym wodospadem w Namibii. Urwiska, z których woda toczy się w dół, ciągną się przez 1,5 kilometra.





Światło zachodzącego słońca tańczyło na skałach i odbijało się we wzburzonej wodzie, tworząc malowniczą tęczę.





Nad tym cudem natury chyliły czoła wielowiekowe baobaby, które z całych sił trzymały się korzeniami stromego urwiska. Mogły w ten sposób przeglądać się w tafli wody i podziwiać swą urodę .







Gra kolorów była fascynująca. Siedzieliśmy w zadumie i nie mogliśmy oderwać oczu od tego wspaniałego zjawiska, jakim jest wodospad Epupa.






Kiedy otaczające góry zaczęły rzucać cień na wodospad, wróciliśmy do lodgy na kolację.








Po raz trzeci na naszej trasie spotkaliśmy sympatyczne dwie pary z Polski, które podobnie jak my wynajmowały samochód od Jurka z Bocian Safaris. Miło było pogadać i wymienić wrażenia z trasy.



Po śniadaniu czekała nas droga z powrotem na południe, prosto do farmy gepardów. 



Zanim wyruszyliśmy postanowiłam jeszcze raz spojrzeć na piękno wodospadu.




Okazało się, że nie byłam jedyna. Na urwistych skałach, o poranku siedziała Himba, która popijała wodę z rzeki oraz obmywała twarz, kark i stopy. A podobno nie używają do mycia wody :) 
Jednak choć została przyłapana na gorącym uczynku, moment ten zapamiętam na długo. Było to zmysłowe, czyste i pełne kobiecego piękna. Bliżej natury już chyba być nie można.




Potem droga przebiegała prosto (dosłownie) do Cheetah Farm. 






Tylko od czasu do czasu, jak zwykle zresztą, spowalniały nas przechodzące z pasterzami stada kóz, krów i osłów.





Tą drogą wędrowała również ostatnia kobieta Himba, jaką widzieliśmy podczas naszej podróży. W końcu przecież opuszczaliśmy region Kunene, który jest domem tego plemienia.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz