EL NICHO
19.04
El Nicho, to bardzo malownicze miejsce. Ułożone kaskadowo wodospady, spływają po piaskowych skałach, tworząc miłą dla oka całość.
Wzdłuż 1,5 kilometrowego szlaku mija się kaskady i małe jeziorka, w których do woli można zażywać kąpieli.
Podczas pobytu w parku mieliśmy szczęście dostrzec wśród listowia ptaszka o nazwie tocororo, czyli pilika czerwonodziobego, który ze względu na swe biało-czerwono-niebieskie upierzenie, odpowiadające kolorom kubańskiej flagi, nosi dumne miano państwowego symbolu. Ponadto jest on gatunkiem endemicznym, występującym wyłącznie na Kubie.
Po drodze spotkaliśmy też inne ptaszyny, a mianowicie grupę rockersów z Kanady. Dzięki mojej znajomości francuskiego, miło sobie pogawędziliśmy, a panowie chętnie pozowali mi do zdjęć i prężyli muskuły, dumnie pokazując wydziarane w latach młodości tatuaże. Uważam, że na szczególną uwagę i miejsce na stronie bloga zasłużył wizerunek Che Guevary na ramieniu jednego z nich, który idealnie pasował do miejsca "w tak pięknych okolicznościach przyrody i niepowtarzalnej" :)
Tymczasem na parkingu, kierowcy z różnych stron, zachwycali się naszą żółtą bestią. Zadowolony z tego faktu Alexei, chętnie opowiadał im o wszystkich szczegółach auta i każdej jego części.
Dalej udaliśmy się na obiad do okolicznej jadłodajni, prowadzonej przez sympatyczną rodzinę. Takie miejsca noszą nazwę paladar.
Mieliśmy tutaj okazję spróbować pysznych, egzotycznych owoców.
Pierwszy owoc, czyli mamey zapote przypominał trochę swym smakiem figę.
Drugi, to prawdopodobnie cherimoya, która smakowała jak gruszka o kwaśnych pestkach.
Natomiast gujawa, czy też guawa miała twarde pestki i nie do końca ciekawy smak.
Po południu wróciliśmy na nocleg do Hawany.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz