ETOSHA






ETOSHA
30.07 / 31.07 / 01.08

Na samym wjeździe do parku Etosha odbywa się szczegółowa kontrola weterynaryjna. Strażnicy sprawdzają dokładnie cały samochód i konfiskują wszystko, co wydaje im się podejrzane. Do parku nie wolno na przykład wwozić zakupionych poza terenem chronionym mięsa i jaj.


Park Etosha swą nazwę zawdzięcza ogromnemu jezioru, które przez większość czasu pozostaje wyschnięte. Jezioro ma wielkość 5 000 km2. Jego rozmiary, to 120 kilometrów długości i około 70 kilometrów szerokości.






Park jest wielkości Holandii, więc śmiało można w nim spędzić kilka dni na tropieniu dzikich zwierząt.





Tuż za bramą, oprócz zebr i żyraf, przywitały nas małe wiewiórki.



W Etoshy spędziliśmy trzy dni pełne wrażeń. Na każdym kroku spotykaliśmy masę różnych zwierząt,…






…które niejednokrotnie przebiegały nam przed maską samochodu. Zresztą co się dziwić, w końcu byliśmy intruzami na ich terenie.









Ujeżdżaliśmy od oczka wodnego do oczka wodnego, przy których najłatwiej można było spotkać zwierzęta i podglądać je przy codziennych czynnościach.






Moimi faworytami były, bez dwóch zdań, guźce. Kiedy tylko pojawiały się w pobliżu oczka, biegnąc szybkim galopem na swoich krótkich nóżkach, robił się ogólny ruch w towarzystwie. Wszystkie zwierzęta podnosiły głowy i sprawdzały cóż to za czart pędzi z całych sił, pozostawiając za sobą tumany kurzu.




Mnogość zwierząt, jaka przechadzała się po parku, robiła niesamowite wrażenie. Wspaniale było podziwiać te dzikie stworzenia w ich naturalnym środowisku. 








Oczek wodnych jest w Etoshy kilkanaście. Niektóre z nich są naturalne, inne zostały stworzone przez człowieka, by wspomóc zwierzęta w czasie suszy.









Pora sucha, czyli afrykańska zima, to najlepsza pora na zwiedzanie Namibii. Wtedy właśnie istnieje szansa na zobaczenie największej ilości zwierząt. Są bowiem skazane na przebywanie przy wodopojach, gdzie można je swobodnie podglądać. W porze deszczowej natomiast, zwierzęta rozchodzą się po parku i trudniej je spotkać.









Jak już wcześniej wspominałam Namibia jest pierwszym krajem, który wpisał ochronę zwierząt do konstytucji. Za zabicie zwierzęcia bez pozwolenia, grożą takie same kary jak za morderstwo.







„Pumba! Ty świnio!”.






Na terenie parku znajdują się cztery kempingi: Olifantsrus, Namutoni, Halali i Okaukuejo.
Pierwszą noc spędzaliśmy pod namiotem, na kempingu Olifantsrus.




Zanim jednak nastał wieczór, po krótkiej przerwie na lunch na terenie kempingu, wybraliśmy się na objazd okolicznych oczek wodnych.




Każdy kilometr Etoshy, to nowe zwierzęta i nowe doświadczenia. Tym razem udało nam się spotkać szakale i padlinożerne sępy... 






…oraz galopujące żyrafy. 
Jak już jestem przy żyrafach, to może kilka słów na ich temat.
Żyrafa zna tylko dwa sposoby przemieszczania się, chód i galop. Podczas poruszania się zwierzę kołysze głową dla utrzymania równowagi.




Długa szyja, która umożliwia żyrafom zrywanie liści na wysokości niedostępnej dla innych zwierząt, posiada o dziwo tyle samo kręgów szyjnych co większość ssaków. Z tą różnicą, że są one większe.



Gdy żyrafa chce się napić, najpierw czai się parę lub paręnaście minut zanim schyli się do lustra wody. Jej długa szyja jest niestety niewystarczająca, by zwierzę mogło dosięgnąć wodopoju. By się schylić, żyrafa zmuszona jest rozkładać niezdarnie nogi. Jest wtedy zupełnie bezbronna. To dlatego picie wody zabiera jej tyle czasu. Najpierw musi się upewnić, że będzie w tej pozycji zupełnie bezpieczna. Zwierzę wygląda wtedy uroczo.








Samce żyrafy potrafią osiągnąć wzrost 5 metrów i ważą ponad tonę, co czyni je najwyższymi ze zwierząt lądowych.




Żyrafy są również posiadaczkami największego serca spośród wszystkich zwierząt lądowych. Waży ono aż 11 kilo. 
Podczas porodu samica żyrafy stoi, a mała żyrafka spada prosto na ziemię z wysokości 2 metrów.




Do żyraf jeszcze wrócimy. Teraz czas ruszać dalej w drogę, ponieważ bramy kempingów zamykane są o zachodzie słońca. Jazda po ciemku jest surowo zabroniona. Musieliśmy zatem pędzić co sił na kemping, zanim słońce zaszło za horyzontem.









Jak sama nazwa wskazuje, kemping Olifantsrus to miejsce, gdzie można spotkać słonie. Z tą nadzieją udaliśmy się do specjalnie wybudowanej w tym celu ambonki, z widokiem na oczko wodne, w którym pływały sobie beztrosko małe żółwie.



Zamiast słoni przywitał nas zdziwiony gekon.



Fazi i Miki odpadli z obserwacji jako pierwsi i poszli rozpalać grilla. Ja z Laurą natomiast czekałyśmy na słonie, spędzając w ciszy 3 godziny. Niestety żaden tego wieczoru się nie pojawił. Przy oczku paradowały jedynie zebry i jeden spragniony szakal.







Oglądałyśmy za to kolejny piękny zachód słońca.




Następnego dnia wstaliśmy o poranku, który jak zwykle był dość zimny. No cóż, przyzwyczailiśmy się już do takiego stanu rzeczy. W końcu to Afryka :)







Zaraz po śniadaniu, które umilała nam... 



...pozująca do zdjęć jak profesjonalna modelka modliszka,…





…udaliśmy się jeszcze raz do ambonki w nadziei spotkania słoni. 
 Niestety i tym razem nie mieliśmy szczęścia.





Tuż za bramą kempingu drogę zatarasował nam wielki wąż. Po parku Etosha można poruszać się jedynie samochodem, z którego nie powinno się wychodzić. Zwiedzanie parku rowerem lub motorem jest niemożliwe. Na każdym kroku można bowiem natknąć się na niebezpieczne zwierzęta. My, oprócz obecnego tu węża, spotykaliśmy jednak tylko takie, które nie zagrażały naszemu bezpieczeństwu. Chociaż... nigdy nie wiadomo co czaiło się w wysokich trawach. 








Na terenie parku zorganizowano kilka miejsc piknikowych, które są jedynymi miejscami, gdzie można wyjść z samochodu. Teren taki otoczony jest wysoką siatką i znajduje się za zamkniętą bramą.










W końcu, w gęstwinie buszu, udało nam się wypatrzeć spacerującego słonia. Był to pierwszy słoń, jakiego zobaczyliśmy w Afryce.



Ten natomiast był drugi :)


Podjechaliśmy też do kolejnego oczka wodnego, przy którym jak zwykle roiło się od zwierząt.







Nie zabrakło tam również naszego ulubionego guźca. 



We wschodniej części parku zwiedzać można dość dziwny, jak na warunki sawanny las. 
Jest to skupisko drzew Moringa, 
przypominających trochę baobaby. 



Według legendy ludu San, czyli Buszmenów, kiedy Bóg zasadził już wszystkie drzewa okazało się, że została mu jeszcze garść drzew moringa. Rzucił je więc na ziemię, a te spadły korzeniami do góry i tak już zostały. "Nawiedzony Las" swą nazwę zawdzięcza właśnie im, ponieważ gdy księżyc nocą oświetla ciemną sawannę, drzewa te wyglądają dość upiornie.


Wyjeżdżając z Nawiedzonego Lasu spotkaliśmy na naszej drodze całą żyrafią rodzinę.




Małe i duże żyrafy, nie przejmując się zupełnie naszą obecnością, skubały sobie spokojnie akacjowe drzewa i dokazywały w najlepsze. 





Po południu dotarliśmy do celu dzisiejszej podróży, czyli kempingu Okaukuejo.



W pierwszej kolejności podeszliśmy do oczka wodnego, które znajdowało się tuż za murem kempingu. Akurat brały przy nim kąpiel słonie.







Później poszliśmy obejrzeć lodgę na dzisiejszą noc. Okazało się, że z tarasu mieliśmy wspaniały widok wprost na oczko wodne.







Po lunchu znaleźliśmy się znów przy oczku i aż do zachodu słońca obserwowaliśmy pluskające się w wodzie olbrzymy.



Było już zdjęcie z żyrafą na głowie, więc przyszła i kolej na słonia.



A teraz czas przypomnieć sobie wiersz Brzechwy z dzieciństwa.
„Na wyspach Bergamutach, podobno jest kot w butach,…




…widziano także osła, którego mrówka niosła…



… Jest słoń z trąbami dwiema…:)



…i tylko wysp tych nie ma”.



Ale dość już literatury dziecięcej. 
Skupmy się na zachodzie słońca, który jak zwykle zrobił na nas ogromne wrażenie. Wielka, pomarańczowa kula, która majaczyła nam przed oczami, była idealnym tłem dla szykującej się do snu sawanny, a wraz z nią dzikich zwierząt.






Wspaniałe widowisko przygotowały nam kręcące się przy oczku żyrafy i przelatujące nad nimi ptaki. Wyglądały jakby żywcem wyjęte z teatru cieni.





Po raz kolejny Afryka zachwyciła nas swoim pięknem. Okazało się jednak, że to co oglądaliśmy było jedynie przedsmakiem przedstawienia, które miało dopiero nastąpić.




Ale... po kolei.
Przed kolacją zrobiliśmy sobie krótką przerwę na wypoczynek, w którym towarzyszył nam miły współlokator, gekon.





Później kolacja przy świecach, podczas której próbowaliśmy afrykańskich specjałów…




…i w końcu show czas zacząć !



Najpierw pojawiły się przy oczku nosorożce. Na początku mama z maluchem, a następnie jeszcze kilka innych. W Afryce występują nosorożce czarne i białe. 
Piszczeliśmy z radości, że udało nam się je zobaczyć. 



Niestety te wspaniałe zwierzęta są dziś masowo zabijane. Kłusownicy polują na nosorożce dla ich cennych rogów. Największymi odbiorcami są kraje azjatyckie. Róg nosorożca uważany jest tam za afrodyzjak i wykorzystywany w medycynie ludowej. Posiadanie rogu jest również symbolem statusu społecznego.




By zapobiec kłusownictwu Rząd obmyślił metodę kontrolowanego pozbawiania nosorożców rogów. Stwierdzono, że zwierzę bez rogu nie będzie już atrakcyjne dla myśliwych. Szybko okazało się jednak, że i ta metoda jest nieskuteczna. Kłusownicy zabijają także zwierzęta bez rogów, by następnym razem nie tracić czasu na ich tropienie.



Nagle, w tumanach kurzu, zaczęły pojawiać się słonie. Wychodziły z ciemności rycząc i machając trąbami. Z minuty na minutę było ich coraz więcej... i więcej.  





Laura stała zachwycona i dziwiła się tylko: 
„Mama! Co tu się dzieje? Ile ich tu jest! Zobacz, wciąż przychodzą kolejne! Czegoś takiego w życiu nie widziałam”.
Nie tylko ona. Nikt z nas nie widział do tej pory takiego widowiska. Chyba żaden teatr świata nie byłby w stanie tego zastąpić. W tym właśnie tkwi siła natury.




Niestety nawet najpiękniejszy spektakl ma swój koniec. Słonie zaczęły pomału rozchodzić się i znikać z powrotem w ciemnościach, pozostawiając nas w ciszy i z otwartymi buziami. 





Zapadła późna noc i czas było się położyć. 
Nazajutrz czekał nas bowiem ostatni dzień w Etoshy.



Tuż po śniadaniu wyruszyliśmy na kolejne bliskie spotkanie z dziką przyrodą.



Fazi zajął się zdjęciami przy znanym nam już oczku Okaukuejo, przy którym zeszłej nocy paradowały słonie i nosorożce.




Okazało się, że w ciągu dnia oczko w dalszym ciągu miało powodzenie, lecz korzystały z niego zupełnie inne zwierzęta.




Laura i ja natomiast spędziłyśmy miłe chwile z psotnymi wiewiórkami. W końcu ile można oglądać zebr, springboków i antylop gnu :)





Dla kawałka orzecha wiewióry były w stanie ryzykować własne życie i bezpieczeństwo.



Była i „bójka wśród podwórka, że aż leciały barwne piórka…”



 Zwycięzca pojedynku stał dumnie z kawałkiem orzecha i zadowoloną miną.





Pożegnaliśmy naszą lodgę w stylu afrykańskiej chaty…


…i poszliśmy do małego muzeum, które znajdowało się na terenie kempingu. 
 Do tej pory nie udało nam się spotkać króla sawanny lwa, więc w razie czego strzeliliśmy sobie fotkę z wypchanym.



Teraz postanowiłam odejść trochę od chronologii wydarzeń i przedstawić po kolei gatunki zwierząt jakie udało nam się spotkać podczas trzydniowego pobytu.
Jadąc samochodem, cały czas przed nosem mieliśmy atlas zwierząt Etoshy i odhaczaliśmy te, które udało nam się dostrzec.




Zacznę od jednej z najmniejszych antylop Etoshy, a mianowicie antylopy stenbokinaczej zwanej antylopikiem zwyczajnym.
Jej cechą charakterystyczną, oprócz niewielkiego wzrostu, są wielkie uszy. Antylopik waży zaledwie kilkanaście kilogramów. Samce posiadają rogi, a samice nie. Można je spotkać samotnie lub w parach. W wysokich trawach trudno je dostrzec, dlatego nie spotkaliśmy ich zbyt wiele.






A oto najbardziej chyba znana, przynajmniej z nazwy, antylopa gnuIstnieją dwa gatunki gnu: brunatne i pręgowane.
Stada gnu złożone z samic i młodych liczą sobie do 10 osobników. W porze suchej natomiast, gdy antylopy migrują w poszukiwaniu wody, organizują się w duże stada liczące nawet do paru tysięcy osobników. Robią to oczywiście ze względów bezpieczeństwa na czas wędrówki. Z tego samego względu samice zachodzą w ciążę w tym samym czasie i organizują się w duże grupy na czas porodu. Małe antylopy rodzą się szybko i już po kilku minutach po porodzie biegną obok mamy, podążając za stadem. Zarówno samce jak i samice posiadają rogi. Antylopom gnu często towarzyszą zebry i inne gatunki antylop.







Nazwa antylopy springbok pochodzi z afrykanerskiego spring (czyli skok) i bok (czyli antylopa). Polska nazwa zwierzęcia, to również skocznik antylopi. Nazwa wzięła się stąd, że gdy zwierzę jest zdenerwowane lub podniecone, potrafi skakać, jak na sprężynie, na wysokość 4 metrów. Springboki zamieszkują suche tereny Namibii, Bostwany, Angoli i RPA. W RPA springbok traktowany był jako zwierzę narodowe. Jego wizerunek często wykorzystywany był podczas apartheidu jako emblemat drużyn sportowych, sił powietrznych, a także kolei państwowych. Nawet miasto w RPA nosi nazwę Springbok.















Moim ulubionym gatunkiem antylopy był oryks. Jest to piękne, majestatyczne zwierzę z długimi, okazałymi rogami, które dorastają do 1,5 metra długości. Posiadaczami tych wspaniałych rogów są zarówno samce jak i samice. Dzięki nim oryks wygląda niczym baśniowy stwór, którego można by żywcem przenieść do fantastycznej opowieści i wymieniać obok jednorożca i pegaza. 
Oryksy żyją w stadach liczących do 40 osobników, w których obowiązuje hierarchia. Doskonale radzą sobie na suchych, pustynnych terenach. Są mistrzami w poszukiwaniu wody, bez której potrafią wytrzymać nawet do kilku dni. Często kopią w wysuszonym korycie rzeki, by uzyskać dostęp do wody.










Impala jest najczęściej występującą antylopą w Afryce Południowej. Czyni ją to również najczęstszym daniem obiadowym dla drapieżników. Drapieżniki w pierwszej kolejności polują na impale, gdyż są dla nich łatwym łupem. Dopiero, gdy nie ma w pobliżu impali, atakują one inne zwierzęta. Jak widać na załączonym obrazku, rogi są domeną samców. Każdy samiec ma swoje prywatne, małe stado, które jest niczym harem, którym dowodzi. 







„No to w końcu mogę tędy przejść, czy nie? Bo już sam się pogubiłem”.








Wśród różnorodnych antylop znalazł się chociażby bawolec krowi. Nazwy chyba nie trzeba tłumaczyć, wystarczy na niego spojrzeć, a wszystko staje się jasne. Bawolec zwany jest również antylopą krowią. Bawolce tworzą bardzo liczne stada, nawet do 300 osobników. Mają bardzo agresywną naturę. Szczególnie, jeśli ktoś wejdzie na ich terytorium. Zarówno samce jak i samice walczą często między sobą, wykorzystując swoje rogi. Samce walczą o terytorium, a samice w obronie potomstwa.





Ostatnim rodzajem antylopy, który udało nam się spotkać, były antylopy kudu. Gatunek ten trafia często na talerze w południowoafrykańskiej kuchni. Samice kudu z młodymi tworzą małe stada od 6 do 20 osobników, natomiast samce są samotnikami. Kudu przebywa zawsze w pobliżu wody, gdyż jest bardzo wrażliwy na jej brak. Kształt rogów u samców sprawia, że kiedy walczą ze sobą o dominację, czasami zaplątują się i nie są w stanie się wyplątać. Taka bójka kończy się niestety wtedy śmiercią obu osobników. 






A teraz nadszedł czas na największe lądowe zwierzę świata. Słoń potrafi ważyć od 2 do 6 ton w zależności czy jest to samiec czy samica. 



Po trwającej 22 miesiące ciąży samica rodzi jedno młode, które wychowywane jest przez ojca.
Ze względu na ogromne gabaryty słonie potrzebują 200 kilogramów jedzenia i 200 litrów wody dziennie. Są więc zmuszone przemierzać kilometry w poszukiwaniu pokarmu i picia. Dziennie potrafią żerować po 20 godzin, wędrując po 80 kilometrów.



W ciągu życia zęby słonia potrafią odrastać do 6 razy, a kły są wciąż chodliwym towarem, szczególnie w Azji. Dlatego gatunek ten jest zagrożony przez polujących na nie kłusowników. W ciągu roku kłusownicy potrafią zabić nawet 30 000 słoni. W takim tempie te majestatyczne zwierzęta czeka całkowita zagłada w ciągu najbliższych 20 lat.



Najbardziej czułym organem słonia jest trąba, która zawiera aż 100 000 mięśni. Dzięki temu potrafią zerwać nawet małe źdźbło trawy z chirurgiczną precyzją.



Słonie mają doskonałą pamięć i słuch. Te olbrzymy boją się jednak mrówek. Nie sięgają po te gatunki akacji, które oblegane są przez te owady. Pewnie obawiają się sytuacji, by małe mrówki nie dostały się do wnętrza czułej trąby.



Zaobserwowano również, że słonie nie stronią od alkoholu. Sfermentowane owoce są ich przysmakiem. Co ciekawe sięgają po nie tylko dorosłe osobniki upijając się od czasu do czasu w trąbę.



W Namibii żyją dwa gatunki zebr. Zebra górska i stepowa. Górska jest bardziej przysadzista i posiada więcej pasków, które  dekorują jej całe nogi aż po kopyta. Natomiast zebra stepowa ma mniej liczne paski i tylko do kolan.




Paski na ciele zebry są jak linie papilarne u człowieka. Dzięki nim każda z nich jest jedyna i niepowtarzalna.




Zebry tworzą często duże stada łącząc się z antylopami, żyrafami i strusiami. Zwierzęta te mają lepszy wzrok od zebr i szybciej potrafią zasygnalizować niebezpieczeństwo.




Dorosłe osobniki śpią na stojąco. Do snu kładą się tylko źrebaki.




W Etoshy udało nam się zobaczyć zarówno ciężarne mamy, jak i małe źrebięta oraz dorosłe osobniki.




Choć szakal kojarzony jest głównie z Afryką, od niedawna można spotkać go również w Polsce. Swym wyglądem zwierzę przypomina lisa lub wilka. Poluje głównie na gryzonie i ptactwo, ale jego łupem mogą też paść małe antylopy. Szakale są monogamistami i łączą się w pary na całe życie. Kiedy samica wyda na świat młode, w ich wychowanie angażuje się nawet starsze rodzeństwo. 



W końcu kilka słów na temat zwierzęcia, w którym zakochałam się od pierwszego wejrzenia. 
Guźce są z reguły poligamistami i tworzą małe stada złożone z kilku samic i młodych. Niedojrzałe samce organizują się natomiast w grupy kawalerskie. 
Można je często zaobserwować klęczące na kolanach. Taką pozycję przyjmują do jedzenia, kiedy ryją w ziemi w poszukiwaniu smakołyków. A żywią się dosłownie wszystkim i niczym nie pogardzą. Zwierzęta te są bardzo wytrzymałe na brak wody. Potrafią bez niej wytrzymać nawet wiele dni. 
Kły guźca rosną przez całe życie.
Zaobserwowano też, że te afrykańskie świnie żyją często w przyjacielskich relacjach z innymi gatunkami. Pozwalają w swoim otoczeniu przebywać na przykład manguście pręgowanej i bąkojadom, które odwdzięczają im się za to wybieraniem z sierści namolnych pasożytów i insektów.
Guźce, choć wątpliwej urody, mają w sobie coś wesołego, co wywołuje uśmiech na twarzy. I chyba właśnie tę cechę zwierzęcia wykorzystało studio Walta Disneya tworząc postać kultowego Pumby z „Króla Lwa”.



A teraz coś dla miłośników ornitologii.
Poza licznymi ssakami w parku Etosha można też spotkać wiele ptaków. Namibia może poszczycić się 920 gatunkami ptaków. 
Pierwsza na naszej liście znalazła się czapla, która była czujnie obserwowana przez guźca.


Tuż za nią orzeł,…


…i dwa jastrzębie. Jak wiadomo oba gatunki są drapieżcami.


Mała stepówka przypomina wyglądem gołębia.


Czerwony ptaszek, który dodawał koloru szaroburemu otoczeniu na kempingu Okuakuejo, to dzierzba.



Ten przykurczony maluch, to odmiana czajki.


A to już błyszczak, który pięknie mienił się w słońcu odcieniami granatu z delikatnym lazurowym blaskiem.



A to prawdopodobnie ptaszek o nazwie tchagra z rodziny dzierzbików.


Takie ogromne i skomplikowane konstrukcje budowane są przez maleńkie wikłacze. Gniazdo jest jak wielki blok z osobnymi mieszkaniami, w którym może mieszkać aż do 200 lokatorów.


Dropy, które przechadzały się w wysokich trawach sawanny były dobrze widoczne dzięki swoim rozmiarom.



Ptakiem, który zrobił na nas największe wrażenie był ogromny sekretarz. Dostrzegliśmy go w trawie tylko dzięki jego wysokim nogom, które czynią z niego niezłego biegacza. Sekretarz to drapieżnik, który większość czasu spędza na ziemi i rzadko korzysta ze skrzydeł.


W Namibii są też zwykłe wrony, które wypoczywały sobie na słupku wskazującym miejsce do odpoczynku.




Bardzo często spotykaliśmy na naszej drodze perlice, które wędrowały całymi stadami gdziekolwiek się nie pojechało. Były dosłownie wszędzie.







Na deser zostawiłam afrykańskiego strusia. Strusie, to oczywiście największe na świecie ptaki. Mają też największe oczy ze wszystkich lądowych zwierząt. Wysiadywaniem jaj i wychowywaniem piskląt zajmuje się ojciec. Kiedy dorosły struś rzuca się do biegu, jego kroki potrafią mierzyć do 5 metrów. Są to bardzo długowieczne ptaki, dożywają około 75 lat.




Park Etosha, to nie tylko zwierzęta, ale również bezkresne sawanny obrośnięte wysokimi trawami i wyschnięte dno wielkiego jeziora.





Kierując się do wyjazdu mijaliśmy obrazek ku przestrodze. Ten turysta był tak wpatrzony w okolicę, że przez nieuwagę wylądował na dachu. Okazuje się, że jadąc zaledwie 40 km/h trzeba uważać tak samo jak przy większych prędkościach.





W Etoshy, w porze suchej, bardzo mało jest oczek wodnych obrośniętych zielenią. My trafiliśmy tylko na jedno takie.





Przed samym wyjazdem z parku, daleko w trawie, dostrzegliśmy nosorożca. Ucieszyliśmy się, że udało nam się zobaczyć go w dziennym świetle, zajętego własnymi sprawami.





Słońce było coraz niżej, więc musieliśmy szybko kierować się do wyjazdu z parku. W końcu o zachodzie bramy zostają zamknięte.






Dziesięć kilometrów od bram parku znajdowało się ostanie oczko wodne, przy którym żegnały nas żyrafy.





Etosha, to punkt obowiązkowy podczas podróży po Namibii. Kto zwiedza Namibię i nie odwiedzi parku, to tak jakby wcale tam nie był. Byliśmy już w paru miejscach na świecie, jednak tylu zwierząt naraz, skupionych na jednym obszarze, nigdy wcześniej nie widzieliśmy. Wizyta w parku była dla nas wspaniałym doświadczeniem.





Dosłownie w ostatniej chwili zdążyliśmy przed zamknięciem parku. Byliśmy jednymi z ostatnich osób jakie wyjeżdżały. Na szczęście nocleg mieliśmy niedaleko bramy wyjazdowej, w hotelu Mushara lodge.






















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz