GRAND BASSIN
23.07
Mauritius, to wyspa należąca do archipelagu Maskarenów, która leży na oceanie Indyjskim. Maskareny powstały wskutek wybuchów wulkanicznych miliony lat temu i przez lata były niezamieszkałe. Pierwsze mapy, na których zaznaczono Maskareny zostały opracowane przez Arabów w X wieku. Jednak dopiero około pięciuset lat temu, kiedy to portugalski żeglarz Mascarenhas odkrył wyspy, powoli zaczęto je zasiedlać.
Dziś Mauritius jest mieszanką przybyszów z Europy, Azji i Afryki. Jest to kraj bardzo zróżnicowany etnicznie. Ze względu na wielokulturowość wyspy, w ciągu roku nie ma niemalże tygodnia, żeby nie odbywały się tu jakieś święta. Chodzenie po żarze, przekłuwanie ciała przez hindusów, chińskie tańce smoka i katolickie pielgrzymki, wszytko to zobaczyć można na tej jednej małej wysepce. Co więcej, podczas najważniejszych świąt religijnych różnych wyznań, wszyscy wyspiarze mają wolne. Wychodzi na to, że np. hindusi i buddyści obchodzą święta Bożego Narodzenia.
Najliczniejszą grupę etniczną, stanowiącą 2/3 społeczeństwa, tworzą Hindusi, którzy stawiają tu swoje kolorowe świątynie.
Dlatego właśnie postanowiliśmy odwiedzić największą i najważniejszą hinduską świątynię przy wulkanicznym kraterze Grand Bassin. Świątynia znana jest z najwyższej rzeźby na Mauritiusie, która przedstawia boga Śri Mangali Mahadewę.
Legenda głosi, że w kraterowym jeziorze żyją nocne duszki oraz że jest ono połączone ze świętą rzeką Ganges.
Grand Bassin, to przede wszystkim cel dorocznych pielgrzymek. W lutym wyznawcy hinduizmu tłumnie przybywają do świątyni ze wszystkich zakątków wyspy, by złożyć tu ofiary na znak swego oddania Śiwie.
Wokół świątyni dumnie stoją kolorowe posągi hinduskich bóstw.
Znalazło się też miejsce dla boga mądrości i sprytu Ganeśi…
…oraz dla małpiego generała Hanumana, bohatera Ramajady, który pomógł Ramie odzyskać ukochaną Sitę z rąk złego demona Rawany. Niestety wszystkie pyszne dary, które wierni składają przy jego wizerunku są niezwłocznie konsumowane przez grasujące tu makaki.
Małpy są stałym elementem świątyni, gdyż mają tu na co dzień niezłą wyżerkę. Poza tym nikt ich stąd nie wygoni, bo to przecież potomkowie boga wybawcy.
Dzieciaki bardzo cieszyły się na ich widok, bo przecież po raz pierwszy w życiu widziały małpy na wolności.
Na koniec sesja mamy ze słodkim maluchem. Taki widok zawsze rozczula.
Ze świątyni pojechaliśmy prosto na plantację herbaty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz