FLORES




FLORES
02.09 

Flores, "kwiecista wyspa", to właśnie tutaj mieliśmy spędzić kolejny fascynujący dzień.



 Gdy tylko wysiedliśmy z łódki, udaliśmy się prosto do hotelu.





Do wieczora mieliśmy trochę wolnego czasu, który dzieciaki spożytkowały na kąpiele w basenie.






Ja natomiast, jak zwykle, wolałam zachwycać się zachodem słońca.




Z samego rana czekał nas trekking po dżungli.






Po drodze obserwowaliśmy florę wyspy:
Puchowce,…


…kakaowce,...



…i owoce sasalapa.
 Wszystko rosło w dziczy na wyciągnięcie ręki.


Fazi chodził po dżungli z kosturem, jak Gandalf. Wszystko za sprawą dość agresywnej małpy, z którą przedniego dnia miał bliskie spotkanie w cztery oczy. Chcąc przed nią uciec dał susa. Zapomniał jednak o tym, że za nim znajduje się schodek na taras. Upadł z hukiem strasząc małpę, która na szczęście uciekła z piskiem. Niestety przy upadku skaleczył sobie nogę, która niemiłosiernie spuchła i nabrała wszystkich odcieni fioletu.





Laura dla odmiany wpadła do strumienia. Chodziła później w mokrych butach, czego efekt widać poniżej :)





Pierwszym przystankiem wycieczki był ukryty wśród zieleni wodospad,… 








...przy którym mieliśmy przerwę na orzeźwiającą kąpiel. 






Najwspanialsze było to, że mogliśmy napawać się jego pięknem w samotności. Bez rzesz turystów i dzikich odgłosów kąpieli. Byliśmy tylko my, szum wodospadu, odgłosy dżungli i szmaragdowa woda. Po prostu poezja. Dla takich chwil warto podróżować.








Następnie mała przekąska z tubylcami. Laura poczęstowała wszystkich ciastkami,... 




...a oni nas maniokiem z ogniska.





 Nasz przewodnik natomiast zajął się wróżeniem fusów.



Po tej miłej przerwie, ruszyliśmy w dalszą drogę...



przeprawiając się znów przez strumyk. Tym razem na szczęście obyło się bez ofiar.




Po drodze zauważyliśmy małego węża, którego przewodnik próbował złapać.




Oj nie dał się gad tak łatwo nabić w butelkę :)



W końcu dotarliśmy do wioski, w której mogliśmy poobserwować codzienne życie mieszkańców. 






Zostaliśmy przyjęci z dużym zainteresowaniem i poczęstowani kokosem. My jedliśmy, a wszyscy wkoło stali nad nami i przyglądali się jak też to robimy :)



Największą furorę robiły oczywiście dzieciaki. Wszystkie kobietki na zmianę przytulały je i głaskały po głowach. Mina Laury zdradzała trochę jej zawstydzenie i zakłopotanie. Później wytłumaczyłam jej, że wzbudzała ich zachwyt, ponieważ ci ludzie bardzo rzadko widują europejskie dzieci. Przewodnik potwierdził moje słowa mówiąc, że białe dzieci tu nie trafiają, raczej sami dorośli, a i to zdarza się rzadko.




Na koniec oczywiście pamiątkowe zdjęcie z całą ekipą.




Spotkanie z tymi ludźmi było dla nas nadzwyczaj miłym akcentem podróży. Byli przemili, uśmiechnięci i bardzo dla nas gościnni. Po raz kolejny mogliśmy przekonać się na własnej skórze, że mieszkańcy Indonezji są dla świata otwarci, radośni i sympatyczni. Nie ważne czy to wyznawcy hinduizmu z Bali, czy katolicy z Flores, uśmiech po prostu nie schodzi tym ludziom z twarzy. Tego niewątpliwie warto się od nich uczyć.



Pożegnaliśmy całą gościnną wieś i powędrowaliśmy dalej.





Zabudowa na Flores bardzo różniła się od tej na Bali. Tutaj ludzie mieszkali wyłącznie w bambusowych lub drewnianych chatkach. 





W kolejnej wsi, żona naszego kierowcy, czekała na nas z pysznym obiadem. 



Cały dom, to jedna mała izba z bambusowym łóżkiem i odrapanym stolikiem. Za parawanem znajdowała się wydzielona kuchnia.






Przewodnik zrobił Faziemu okład z leczniczych roślin na obolałą nogę.


Kawałek dalej, w kolejnym domostwie, Miki pobierał nauki wyplatania sznurków,…





…a Fazi przyglądał się tajnikom pędzenia lokalnego bimbru.



Oczywiście wszystko pod czujnym okiem i ku uciesze najmłodszej gawiedzi.





Późnym popołudniem wróciliśmy do hotelu na ostatni zachód słońca. 




W hotelowym ogrodzie siedziała być może sprawczyni Faziowego cierpienia. Kto wie, może to właśnie przed którąś z tych małp Fazi uciekał poprzedniego dnia? Pewnie ruszyło ją sumienie i przyszła powiedzieć przepraszam :)



Następnego dnia rano, zadowoleni z wycieczki, wracaliśmy samolotem z powrotem na Bali.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz