HIGHWAY NR 1
26.07-27.07
Highway nr 1, to chyba najbardziej malownicza autostrada w Stanach. Jechaliśmy nią od San Francisco do Los Angeles. Autostrada ciągnie się wzdłuż wybrzeża Pacyfiku w regionie Big Sur, który do dziś zachował swe dziewicze piękno pełne klifów, gór i skalistych urwisk.
Piękne widoki podziwialiśmy aż do zachodu słońca.
Resztę trasy byliśmy niestety zmuszeni przejechać po ciemku, jednak postanowiliśmy cofnąć się następnego dnia do miejsca, w którym się ściemniło. Nocleg znaleźliśmy w miejscowości Morro Bay.
Z samego rana przed wyjazdem dzieciaki miały chwilę, by poszaleć na wydmach,...
Z samego rana przed wyjazdem dzieciaki miały chwilę, by poszaleć na wydmach,...
…wymoczyć nogi w oceanie…
…i poleniuchować przed dalszą podróżą.
Po czym wsiedliśmy do kampera i cofnęliśmy się z powrotem jakieś 2 godziny drogi w stronę San Francisco.
Ukazały nam się widoki, które ominęły nas poprzedniego dnia po ciemku.
W miejscowości San Simeon czekała nas niespodzianka. Natrafiliśmy na kolonię elephant seal, czyli słoni morskich, które beztrosko wygrzewały się w słońcu. Słoń morski, to nazwa potoczna, natomiast właściwa nazwa zwierzęcia, to mirunga. Mirungi 80% czasu spędzają w wodzie, w której potrafią wytrzymać ponad 80 minut bez pobierania powietrza, co czyni je rekordzistami. Samce mirungi ważą średnio od 2,5 do 3,5 tony. W okresie rozrodczym walczą między sobą o samice, a następnie tworzą sobie haremy złożone z około 40 samic, z których każda wydaje na świat jedno młode rocznie. Mimo swych ogromnym rozmiarów i leniwego usposobienia, słonie morskie potrafią poruszać się po lądzie szybciej niż człowiek.
Kawałek za San Simeon zawróciliśmy i pojechaliśmy prosto do Los Angeles.
Po paru godzinach, przy drodze zaczęły pojawiać się palmy, a to znaczyło, że jesteśmy już blisko Miasta Aniołów.
Po paru godzinach, przy drodze zaczęły pojawiać się palmy, a to znaczyło, że jesteśmy już blisko Miasta Aniołów.
Koniec wycieczki zbliżał się wielkimi krokami. Przed sobą mieliśmy ostatnie dwa dni pobytu w USA, które spędziliśmy w Los Angeles.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz