MAURITIUS
20.07 - 03.08
Mauritius, to wyspa wiecznych wakacji, pięknej pogody, słońca i piaszczystych plaż. Biorąc pod uwagę fakt, że wakacje zbliżały się wielkimi krokami, a po ciężkim roku szkolnym wszystkim należał się wypoczynek, zaczęliśmy szukać inspiracji palcem po mapie. Pewnego wieczoru do głowy przyszedł nam Mauritius. O jego wyborze przeważyło parę argumentów, których zresztą nie trzeba było długo szukać :)
Po pierwsze nasza znajomość angielskiego nie była perfekcyjna, a przecież tam mówi się po francusku.
Po drugie dzieciaki nie były na tyle duże, żeby wiele zwiedzać, raczej plaża i piasek im wystarczały. Nie miały więc ryzyka, że będę ciągała je tygodniami po różnych atrakcjach. Wyspa jest na tyle mała, że na zwiedzanie wystarczy przeznaczyć zaledwie kilka dni.
Po trzecie natomiast Mauritius, to przecież wymarzona Afryka. Jednak Afryka cywilizowana i bezpieczna dla moich szkrabów, więc kolejny argument za.
A po czwarte i najważniejsze... jeszcze nas tam nie było :)
No to komu w drogę temu czas. Lecieliśmy przez Warszawę, Dubai i lądowaliśmy w stolicy Mauritiusa Port - Louis.
Na lotnisku w Dubaju Laura odsypiała lot, przyklejona do nowo zakupionej przytulanki Emiry, którą nazwała tak na cześć Emiratów,...
Na lotnisku w Dubaju Laura odsypiała lot, przyklejona do nowo zakupionej przytulanki Emiry, którą nazwała tak na cześć Emiratów,...
…a Miki nie przepuścił żadnemu gniazdku elektrycznemu, byleby podłączyć tablet.
APATRAMENT OLANA W LA PRENEUSE
21.07
Jako bazę wypadową na pierwsze parę dni zwiedzania wybraliśmy miejscowość la Preneuse. Zamieszkaliśmy w apartamencie Olana.
„Mama zrób mi zdjęcie tu..”
„…i jeszcze tu”
„…i przy basenie.”
Na zakończenie dnia wybraliśmy się na pizzę do pobliskiej pizzerii.
PARK CASELA
22.07
Tego dnia zaczęliśmy zwiedzanie wyspy. Pierwszą atrakcję zaplanowaliśmy oczywiście pod dzieci. Park Casela, który zamierzaliśmy zwiedzić, to park typu safari. Zanim jednak się tam udaliśmy, zatrzymaliśmy się po drodze przy wodospadzie Sept Cascades, który o tej porze roku prezentował się niestety dość marnie.
Następnie wstąpiliśmy do pobliskiej restauracji, by spróbować hinduskich specjałów.
W końcu dotarliśmy do parku.
Wsiedliśmy do specjalnego pojazdu, który obwoził nas po całym terenie. My byliśmy zamknięci, a zwierzaki chodziły sobie wolno.
W słońcu wygrzewały się podobne do naszych saren sambary, mały żółwik i rodzinka dzików.
Najwięcej radości było przy zebrach, które łasiły się i czekały na coś do jedzenia.
Po parku paradowały też afrykańskie strusie.
A oto wesoły Kruś i głodny struś.
Bus zawiózł nas do najwyżej położonego punktu, skąd mogliśmy podziwiać panoramę na pobliskie miasteczka i wody oceanu.
Największą radość sprawiła dzieciakom możliwość karmienia sambar butelką z mlekiem.
Oprócz safari, park Casela oferował jeszcze mini zoo i ogród botaniczny.
Po powrocie, dzieciaki zdążyły przed snem wskoczyć do basenu.
Następny dzień minął nam pod hasłem małp w hinduskiej świątyni, herbaty i ziemi o siedmiu kolorach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz