PUSTYNIA NAMIB
22.07
Wstaliśmy o 5.00 rano, zanim słońce pojawiło się na niebie. Nasz mały obóz zwijaliśmy jeszcze po ciemku. Wszystko po to, by nie przegapić wschodu słońca na najstarszej pustyni świata.
Mknęliśmy szybko naszym autem, by zdążyć wejść na wydmy przed słońcem. Na chwilę zatrzymaliśmy się przy najbardziej znanej Dune 45, ale dreptało już na nią sporo turystów, więc szybko wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy dalej do Dead Vlei. Dzięki temu uniknęliśmy tłumów, ponieważ obraliśmy odwrotny kierunek niż reszta towarzystwa.
Pustynia Namib liczy sobie około 80 milinów lat i jest uważana za najstarszą pustynię świata. W języku miejscowej ludności Namib oznacza „ miejsce, w którym nic nie ma”. Ale czy na pewno?
Namib ciągnie się wzdłuż całego wybrzeża Namibii, od granicy z RPA na południu, którą wyznacza rzeka Oranje, aż do granicy z Angolą i rzeki Kunene na północy. Ma długość 1600 km i między 50 a 160 km szerokości.
Gdzieś w połowie drogi znajduje się koryto rzeki Kuiseb, które przecina pustynię na dwie części. Sama rzeka jest często wyschnięta lub płynie bardzo skąpym strumieniem. Północna, skalista część pustyni tworzy Wybrzeże Szkieletowe, natomiast część południowa, to Namib Naukluft Park, który właśnie zwiedzaliśmy.
Pustynny piach zmieniał kolor w zależności od miejsca. Na wybrzeżu miał kolor żółty, a im dalej od morza tym stawał się bardziej czerwony. Było to zasługą zawartości żelaza.
Wydmy w Namib Naukluft zliczane są do najwyższych na świecie, mają około 300 metrów wysokości.
Aby wejść na wydmę obok Dead Vlei, trzeba było nieźle się natrudzić. Stopy zapadały nam się w miękkim niczym puder piachu, a każdy krok stanowił wyzwanie.
Wspinaczka była jednak warta wysiłku. Widoki na budzącą się do życia pustynię zrekompensowały trud.
Gra kolorów o wschodzie słońca była zadziwiająca. Tańczące między wydmami cienie, tworzyły kontrast z ceglasto-czerwonymi wydmami, uwydatniając je jeszcze bardziej. Całość poprzecinana była tylko gdzieniegdzie białymi solniskami o twardej jak kamień skorupie.
No tak, weszliśmy na wydmę z wielkim trudem, a teraz trzeba było z niej zejść. Stojąc na samym szczycie i patrząc w dół, mieliśmy strach w oczach. Mimo tego obraliśmy drogę na skróty i biegiem pogalopowaliśmy w dół, zacienionym brzegiem wydmy. Miki odważył się zbiec jako pierwszy. Szybko okazało się, że to niezła zabawa, bo nawet przy wywrotce mieliśmy miękkie, miłe lądowanie.
DEAD VLEI
Tą drogą na skróty trafiliśmy prosto do Dead Vlei, czyli Martwej Doliny.
Przywitał nas tu surrealistyczny krajobraz. Suche konary drzew wyrastały z białej, twardej skorupy, a tłem dla nich były pomarańczowo- czerwone wydmy i ciemnobłękitne, bezchmurne niebo. Widok wprost nieziemski.
Te drzewa, to skamieniałe akacje, które dawno nie piły wody.
Deszcz pada tu zaledwie raz na kilkadziesiąt lat. Wtedy cała dolina budzi się do życia. Zakwitają kobierce kwiatów. Odziana w taką suknię pustynia staje się jak kwiecista łąka. Ostatni taki spektakl miał miejsce w 2006 roku.
Nic dziwnego, że oferując tak przedziwne widoki, Dead Vlei wpisuje się na listę jednych z najbardziej fotogenicznych miejsc naszego globu.
SOSSUSVLEI
W sąsiedztwie suchych konarów akacji podziwiać można gdzieniegdzie rozsiane zielone drzewa. Rośliny te wyznaczają koryto rzeki Tsauchab, która płynie w kierunku Atlantyku. Rzeka niestety nigdy nie dociera do oceanu gubiąc się po drodze w bezkresnych piaskach pustyni.
Większość rzeki płynie pod ziemią i rzadko wypływa na powierzchnię. Roślinom to jednak nie przeszkadza.
Rzeka płynie doliną Sossusvlei, wzdłuż której prowadzi droga.
Sossusvlei oznacza „martwe bagno”.
Niektórzy turyści noszą się bardzo elegancko. Biała, koronkowa suknia i kapelusz z rondem, to strój na nie byle jaką okazję. W końcu przyjechali pewnie na wycieczkę życia. Ciekawe ile jeszcze razy Azjaci zaskoczą nas swoim designem :)
Ale wracając do pustyni.
Pod jednym z takich pustynnych drzew, które żyją dzięki podziemnej rzece, Fazi z naszą młodzieżą postanowili przygotować śniadanie. Wyciągnęli gazową butlę i usmażyli jajecznicę. Każdy, kto przechodził obok, ze smakiem patrzył na naszą ucztę.
Pod jednym z takich pustynnych drzew, które żyją dzięki podziemnej rzece, Fazi z naszą młodzieżą postanowili przygotować śniadanie. Wyciągnęli gazową butlę i usmażyli jajecznicę. Każdy, kto przechodził obok, ze smakiem patrzył na naszą ucztę.
Od razu pojawili się smakosze okruchów.
DUNE 45
Z Dead Vlei wracaliśmy tą samą drogą, którą tu przyjechaliśmy, zatrzymując się przy najbardziej znanej wydmie Dune 45.
Jej nazwa wzięła się stąd, że znajduje się 45 kilometrów od bramy wjazdowej do parku Naukluft, która jest w miejscowości Sesriem.
Drugi raz musieliśmy zebrać siły, by wskrobać się na sam szczyt. Dune 45, to jedna z niewielu wydm, na jakie oficjalnie można wchodzić.
I po raz drugi wysiłek się opłacił. Widoki były wprost bajkowe.
Dmuchające tu codziennie wiatry co rusz zmieniają wydmy, nadając im fantazyjne kształty. To właśnie one są wspaniałym rzeźbiarzem, który stworzył to piękne miejsce.
Jak to na pustyni bywa, różnica temperatur potrafi być zadziwiająca. W ciągu dnia temperatura dochodzi do 40 stopni, by w nocy spaść poniżej zera. Powierzchnia piasku natomiast nagrzewa się do 80 stopni Celsjusza.
Tą wysoką temperaturę poczuliśmy na własnych stopach, kiedy to zbiegaliśmy z góry od nasłonecznionej strony. Sprintem trzeba było uciekać w dół.
Zabawa w piachu jest świetna niezależnie od wieku. Można poturlać się z górki, albo zjeżdżać głową w dół. Po takich szaleństwach przywieźliśmy do domu pełne kieszenie piachu. Przynajmniej mamy teraz pamiątkę z najstarszej pustyni świata.
Jak już wspominałam Namib, to jedno z najsuchszych miejsc na świecie. Deszcz pada tu raz na rok lub na kilka lat. Jednak nawet miejsce z tak skąpą ilością wody i taką amplitudą temperatur, znalazło swoich amatorów. Zwierzętom do życia musi wystarczyć poranna rosa i mgły, które docierają tu znad Atlantyku wraz z prądem Benguelskim.
Ciekawym osobnikiem jest mały żuk, który znalazł sobie cwany sposób, by napić się wody. Wczesnym rankiem, gdy docierają tu mgły, żuk otwiera skrzydła i wystawia do góry tyłek, na którym osadzają się kropelki wody. Kropla toczy się w dół po odwłoku i trafia żukowi prosto do buzi.
Aż dziw bierze, że w tak surowych warunkach potrafią przetrwać też duże zwierzęta, takie jak oryksy, antylopy gnu i springboki.
Pustynia Namib ma do zaoferowania niepowtarzalne, wspaniałe widoki i jest to na pewno punkt obowiązkowy podczas podróży po Namibii. To cudowne, pełne magii miejsce.
Wyjeżdżając z parku zauważyliśmy kręgi, o których oglądaliśmy program kilka tygodni przed wyjazdem. Wcześniej ich nie zauważyliśmy, bo przecież wjeżdżaliśmy do parku jeszcze po ciemku.
Kręgi takie można spotkać tylko na obszarach pustyni Namib i do dziś nie wiadomo jak powstają.
Rośliny porastają wokół pustej przestrzeni, w której nigdy nic nie wyrasta.
Oczywiście teorii na temat powstawania kręgów jest kilka. Jedni mówią, że to jakiś gatunek owada podgryza korzenie roślin, zaznaczając swe terytorium. Inni natomiast obwiniają ufo.
Wyjechaliśmy z doliny Sossusvlei na tyle wcześnie, by zdążyć się jeszcze podelektować widokami i miejscem naszego kolejnego noclegu.
Pośród drzew wesoło świergotały papużki nierozłączki. Uczucie było naprawdę wspaniałe, kiedy zobaczyliśmy je na wolności, a nie pozamykane w ciasnych klatkach.
Noc spędzaliśmy w Moon Mountain Lodge.
Z zawieszonych na zboczu góry domków, roztaczały się piękne widoki na okolicę.
Każdy znalazł też chwilę dla siebie w ciszy i spokoju.
Jedni wypoczywali w miękkiej pościeli,…
…inni karmili kota i zorganizowali sobie salon piękności,…
…jeszcze inni nie tracili czasu i naparzali w gry,…
…a ostatni uwieczniali na fotografiach kolejny piękny zachód słońca :)
Wieczorem , jak już wszyscy wypoczęliśmy i zdążyliśmy zgłodnieć, poszliśmy na kolację.
Następnego dnia mieliśmy w programie ostatni cywilizowany punkt na naszej trasie, czyli miasto Swakopmund.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz